Wbrew pozorom, nawet w tak obficie zaopatrzonej w kawę firmie jak Coffeedesk, kubeczek stojący na biurku nie jest studnią bez dna. Co więcej, jak mawia stare przysłowie, szewc bez butów chodzi. A w tym przypadku butami nazwiemy chęć odejścia od miejsca pracy i zrobienia kawy. Sobie, wszystkim. Każdemu.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że udało mi się tę sztukę opanować do perfekcji. Kubek mam zawsze, choćby do połowy pełny. Jak mi się to udało? Sposobów jest kilka i chętnie się nimi podzielę 😉
Pierwszy sposób: na ładne oczy
Temat stary jak świat, na ładne oczy można załatwić wiele rzeczy, w tym świeżą dostawę czarnego naparu. Wystarczy się uśmiechnąć, pomrugać i sprawa wydaje się załatwiona. Niestety sposób ma jedną wadę, na dłuższą metę współpracownicy uodparniają się na te czary i trzeba korzystać z innych.
Sposób drugi: na Mistrza Kawy
Kto nie lubi być doceniany niech pierwszy naleje kawę do mojego kubka. Sposób na Mistrza Kawy to mój ulubiony sposób na pobudzenie w płynnej formie, z dostawą bezpośrednio do mojego miejsca pracy. Wystarczy pochwalić współpracownika, że ostatnio zaparzona przez niego kawa to było istne Mistrzostwo Świata.
Wiesz, że parzysz najlepszą kawę na świecie? Tegoroczny Mistrz Brewers mógłby Ci dzbanki czyścić!
Skuteczność 100% działa nawet na najbardziej odpornych współpracowników.
Sposób trzeci: na Szefa
Autorytet szefa to rzecz niepodważalna. Zatem nic nie stoi na przeszkodzie, by czasem z niego skorzystać. Jego kubek stoi pusty, pomimo, iż od 10 minut krząta się po biurze? To niedopuszczalne! Szybko trzeba znaleźć ochotnika, który zaparzy kawę specjalnie dla przełożonego. A wtedy hyc! Ze swoim kubeczkiem, bezszelestnie podłączasz się pod niekończący się strumień pysznej kawy.
Sposób działa, bo musi.
Sposób czwarty: na Gościa
Niepozornie, pod byle pretekstem, a to spinacz, a to dziurkacz, wskakujesz do innego biura… Oczywiście z pustym kubkiem w dłoni. Krótki small talk, trochę polityki, pogoda, nowa fryzura, ładna koszula koleżanki i… dwie pieczenie na jednym ogniu. Wychodzisz z nowymi artykułami biurowymi i rzecz jasna z… uzupełnionym kubkiem kawy.
Sposób piąty: DIY
Kiedy już wszystkie inne sposoby zawodzą a robota nie pójdzie do przodu bez konkretnego wsparcia nie ma bata, trzeba ruszyć co nieco i przejść się do kuchni. Parząc kawę dla siebie i innych, wyzyskiwanych wcześniej współpracowników.
To jest też ostatni moment na wykorzystanie któregoś z wcześniejszych sposobów na osobie spotkanej w kuchni, można zrobić ładne oczy mówiąc, że nagła amnezja spowodowała, że nie pamiętasz jak zaparzyć Chemexa a Moccamaster to przecież bardzo skomplikowane urządzenie. Można też westchnąć rytmicznie zalewając dripka, że ostatnia kawa zrobiona przez X to było naprawdę coś, nie to co Ty właśnie parzysz… Czasem się udaje. Właśnie w tej ostatniej chwili oddać przyjemność parzenia kawy innym i samemu delektować pysznym kubkiem zrobionej przez kogoś kawy.
Czasem jednak i to nie działa, i nagle wtedy dociera do Ciebie, że przecież robienie kawy innym i dzielenie się nią to również ogromna przyjemność 🙂
niesamowity opis, kocham dobrą kawę