Upalny sierpień zakamuflował strzał z jesieni prosto w twarz. Zorientowałem się, że podświadomie liczyłem na to, że skoro katastrofa klimatyczna i coraz cieplej, to może chociaż przyświeci i pogrzeje do tego października jak w Andaluzji. Bardzo dojrzale, prawda? Mniej egoistycznych, letnich skojarzeń dostarczą w tym miesiącu nowe herbaty i już spieszę o nich co nieco poinformować.
Black Tea Mulberry
Teministeriet to znane Wam już kolorowe, metalowe puszki w skandynawskim sosie. Tym razem to sos z Muminków, a raczej jednego z nich, obecnego na etykiecie. Włóczykij zawsze wiedział, kiedy złożyć namiot i wyruszyć w drogę – kiedy zaczynała się jesień!
W skład mieszanki wchodzi czarna herbata (wygląda mi na Yunnan), melon, morwa oraz kwiaty pomarańczy i aksamitki. Aromat suszu mocno intensywny, na pierwszym planie zdecydowanie morwa. Nieskomplikowany – moje pierwsze skojarzenie to lody jagodowe. Gdzieś takie jadłem, jakieś dwadzieścia lat temu i chyba nad morzem.
Producent proponuje parzenie o długości 3-4 minuty i wrzątkiem to! Nie znalazłem informacji o proporcji, więc stosuję złoty podział, boską proporcję. Dwa gramy na sto mililitrów.
Mokry aromat podobny, intensywny, lecz znacznie głębszy, pojawia się więcej niuansów. Wychodzą kwiatki. Na pierwszym planie wciąż owoc czarnej morwy.
W smaku – właśnie te lody! Jagodowe, na bazie z wanilii, w niesłodkim wafelku, z budki pomiędzy cymbergajem a smażoną flądrą. Charakter czarnej herbaty dość skromny, wyczuwalny głównie w posmaku.
Drugie parzenie bardzo sensowne, wychodzi trochę więcej samej herbaty, a w tle dalej owocowo-jagodowo-morwowe historie. Podsumowując: niezwykle łatwy do picia, prosty napar z intensywnym owocowym charakterem i lodową mlecznością.
A skoro już jesteśmy przy lodach, cold brew zachowa dokładnie ten sam charakter. Odpalcie pana Zubilewicza, żeby powiedział, kiedy zniknie zimny front ze Skandynawii, wycelujcie w przeddzień jakieś 1,5 grama na 100 mililitrów zimnej wody i na noc do lodówki.
Sencha Goji
To herbata od Long Man Tea, producenta znanego z sierpniowego Earl Greya. Tym razem magiczny susz to zielona Sencha, jagody goji, kwiat kocanki i płatki bławatka. Aromat mocny, bardzo słodki, owocowo-kwiatowy.
Choć etykieta mówi 85-90 stopni Celsjusza, używam temperatury nieco niższej, łagodniejszej dla zielonej herbaty. Tak pod 80 stopni. Divina proportio, 2 minuty i filtrowanko.
Mokry aromat bardzo zbliżony do suchego, jednak znacznie mniej intensywny. O ile trudno mi było znaleźć senchę prosto z puchy, tutaj jej charakter zaczyna gdzieś migać pośród dodatków! A w smaku jest go jeszcze więcej, pomimo koncertu suplementów. Wysoka słodycz przeplata się z kwiatowymi perfumami.
W drugim parzeniu słabnie wyrazistość samej herbaty, a owocowo-kwiatowa nuta wyraźna na pierwszym planie. Długo utrzymuje się świeży, przyjemny dla języka posmak. Amatorzy aromatyzowanych mieszanek będą wniebowzięci!
Przepis na cold brew to susz pozostały z naparu, do tego szczypta świeżego z puszki i sporo wody. Użyłem tych mokrych czterech gramów, dodałem łyżeczkę suchej mieszanki i zalałem to litrem wody.
I popijając ten lemoniadkowy płyn zacząłem się wpatrywać w opadające liście. Niech Paweł Świderski ułoży o tym piosenkę, hej!