Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie… – cytując naszego wieszcza narodowego, możemy się zastanawiać, co będzie, ale odpowiedź jest jedna, prędzej czy później będzie dobrze! A zanim to dobrze nastąpi, spieszymy przedstawić Wam nasze herbaciane czasoumilacze na okres jesieni i zimy.
I to nie byle jakie czasoumilacze! One sprawią, że będzie Wam ciepło na serduszku i z pomocą ulubionej książki i kocyka, wszystko będzie dobrze jak u Mamy na niedzielnym obiedzie. Tyle, że kiedy ich próbowałem, to nie była niedziela, kocyka nie miałem, a książka czeka na dni, kiedy doba się wydłuży przynajmniej do 72 godzin. No ale z pomocą herbacianego elementu było mi już o niebo lepiej! A łącząc te wszystkie składowe będziecie zdecydowanie w siódmym niebie!
JUST T – Baby it’s cold outside
JUST T, czyli w dokładnym tłumaczeniu „Tylko T”, a w rzeczywistości „Tylko Herbata”, to nazwa nowej marki, która pojawiła się w naszym Coffeedeskowym asortymencie. No i śmiało mogę stwierdzić, że to nie tylko herbata, to aż herbata i aż cała filozofia działania! Jaka może być filozofia działania herbaty, myślicie? Już wszystko tłumaczę od początku. JUST T daje nam możliwość picia wysokojakościowej, organicznej herbaty, która posiada przynajmniej jeden certyfikat z trzech: Rainforest Alliance, UTZ lub Fairtrade. Działalność marki jest mocno związana z ideologią dbałości o środowisko naturalne. Jej właściciele wspierają projekty sadzenia drzew, czy zbiórki plastiku. Dodatkowo opakowania posiadają certyfikat FSC i wraz z torebkami oraz sznurkami są w pełni biodegradowalne.
Jak nie kochać takich ludzi? W dzisiejszych czasach dbanie o ekologię i o naszą planetę na poczet przyszłych pokoleń, które będą na niej żyły, to zdecydowanie priorytet.
Dlatego też postanowiliśmy wybrać herbatę JUST T na jedną z dwóch herbat listopada! Baby it’s cold outside to nazwa zdecydowanie kojarząca się nam ze zbliżającymi się małymi krokami Świętami. Jednak ta pozycja jest dobra nie tylko na Święta, ale też na jesienną słotę. Koniec końców to także fraza z jednej z niewielu piosenek świątecznych, które w miarę toleruję. Ale to tylko takie moje prywatne wtrącenie, nawiasem mówiąc gdzieś już w radio puścili Last Christmas…
Wyżej wymieniona herbata to mieszanka: czarnej herbaty z kawałkami suszonych jabłek, cynamonem, naturalnymi aromatami, skórką pomarańczową, ekstraktem z wanilii i goździkami. Z czego wszystkie składniki, prócz aromatów, pochodzą z kontrolowanych upraw ekologicznych – kolejny plus na rzecz JUST T!
A jak to wszystko wyszło w zaparzeniu? Spieszę z odpowiedzią!
Zaraz po otwarciu paczki uniósł się bardzo przyjemny aromat goździków i cynamonu, który w kombinacji dał mi skojarzenia tych Świąt, które miały śnieg, sanki i zabawy na świeżym powietrzu, czyli nic innego jak radość małego dziecka.
Receptura, jakiej użyłem, to zalecone przez producenta 2 g suszu na każde 100g wody, wlanej zaraz po zagotowaniu. Parzyłem herbatę 5 minut, żeby wydobyć z niej jak najwięcej. Zapach, który uwydatniał się z czarki przypominał mi korzenne ciasteczka z owocami. Tu już zagrała skórka pomarańczy, która była ewidentnie podbiciem dla wcześniejszych aromatów, które wypełniły moją kuchnię. Przebierałem nóżkami aż minie 5 minuta, co bym mógł skosztować tego, co susz miał do oddania.
Nie zawiodłem się ani trochę. Delikatny napar, w którym uwypuklił się smak czarnej herbaty, który zaczął tańczyć wespół ze smakiem jabłka. Moje wewnętrzne dziecko cieszyło się jeszcze bardziej, kiedy to piłem. Pyszny słodki smak idealnie się rozwijał z każdym kolejnym łykiem naparu, w dodatku z bardzo nikłym tanicznym posmakiem. A jak już mówimy o posmaku to dopełnieniem tego wszystkiego była już wcześniej wspomniana kombinacja cynamonu i goździków z delikatnym posmakiem wanilii.
Zapewniam, że po wypiciu tego naparu nie powiecie: „Baby it’s cold outside”, bo po tej herbacie robi się naprawdę ciepło!
Vintage Teas – Ginger Lemongrass
Herbaciarnia Vintage Teas za każdym razem, kiedy próbuję jej produktów, bardzo pozytywnie mnie zaskakuje. Nie inaczej było tym razem, bo pomimo tego, że herbata, którą dostałem do spróbowania, miała w sobie tylko dwa składniki, to dała mi dużo więcej powodów do sympatii dla niej. Prostota jest tu kluczem, chyba jak w większości przypadków, po prostu nie ma co dawać więcej, bo jak wiemy – lepsze wrogiem dobrego.
O czym mówię – mówię o herbacie Ginger Lemongrass, czyli niczym innym jak połączeniu imbiru z trawą cytrynową. Dwóch niosących ze sobą zdrowie komponentów.
Trawa cytrynowa – wiele narodów mówi o jej cudownych właściwościach – Indie stosują ją w leczeniu niestrawności i braku apetytu, a co więcej, działa jako lek przeciwkaszlowy, rozkurczowo i przeciwreumatycznie. Chińczycy natomiast stosują trawę cytrynową na bóle głowy i brzucha, natomiast w Ameryce Południowej przypisuje się jej właściwości rozjaśniające umysł i poprawiające koncentrację! Najnowsze doniesienia naukowe mówią za to, że trawa cytrynowa ma korzystny wpływ na cholesterol i poziom glukozy we krwi – tak więc jest wskazana dla osób chorujących na cukrzycę typu 2.
Imbir natomiast jest znany jako produkt zawierający węglowodany, witaminy: C, B1, B2, E, A, K i kwas foliowy. Działa przeciwwirusowo (bardzo na czasie), przeciwbakteryjnie oraz wykrztuśnie. Zmniejsza krzepliwość krwi – dzięki czemu chroni przed zatorami i zakrzepami, a to wciąż nie koniec jego korzystnych dla naszego zdrowia właściwości.
Ale jak to się ma do smaku naparu?
Po otwarciu paczuszki z tą herbatą, susz był bardzo przyjemnie słodki w zapachu. Zdecydowanie zapach trawy cytrynowej robił swoje. Od razu wziąłem się do parzenia tego specyfiku, oczywiście zgodnie z zaleceniem producenta. Dopiero co zagotowaną wodą wlałem do ulubionej czarki, w której umieściłem saszetkę herbaty. Czas parzenia wynosił około 3,5 minuty.
Jeśli chodzi o aromat naparu trawa cytrynowa otworzyła się i zmieniła front na bardziej orzeźwiający, który był delikatnie popychany delikatnym aromatem imbiru.
Pierwszy łyk mnie zachwycił i w mig wypiłem całą zawartość czarki. Przede wszystkim na języku czułem słodycz, napar był pozbawiony jakiejkolwiek taniczności. No i nastawał długi przyjemny, lekko pikantny aftertaste, za który odpowiedzialny był imbir. Teraz, pisząc ten tekst, jestem około 10 minut po wypiciu naparu i dalej czuję kombinację tych dwóch składników na języku.
Jeśli więc jesteście fanami delikatnych naparów, które nie dają o sobie zapomnieć, to są to właśnie dwie pozycje idealne dla Was.
Cieszę się, że mogłem ich spróbować i wyprodukować ten artykuł. Dlaczego? Ponieważ nie samą kawą człowiek żyje – to po pierwsze.
A po drugie, kiedyś pytając mojego dobrego kolegę z branży kawowej, uznanego trenera baristów i co najważniejsze, wspaniałego człowieka – Błażeja Walczykiewicza, jak się nauczyć sensoryki w kawie, Błażej odpowiedział mi prostym zdaniem: „Pij herbatę”. Jak powiedział, tak robię i jest mi z tym zdecydowanie lepiej!
Wam też to polecam, szczególnie, że zaczynamy sezon na kombinację książki, kocyka i herbaty.
Życzę Wam spokojnej jesieni, uważajcie na siebie, dbajcie o zdrowie i cieszcie się każdym dniem.
Wasz troskliwy i nawet szczęśliwy.
Świdi