Gdyby pytanie o to, co najlepiej pobudza o poranku, zadano ankietowanym z powszechnie znanego programu telewizyjnego, najwyżej punktowana odpowiedź padłaby w mgnieniu oka z ust uczestników, widzów przed telewizorami a pewnie nawet samego prowadzącego – tak bardzo byłoby oczywista. Kawa. I chociaż przy przeczesywaniu internetu pod hasłami “poranne ćwiczenia” lub “joga rano” aż roi się od nagłówków “Pobudza lepiej niż poranna kawa!”, niewielu śmiałków daje się do takiego eksperymentu nakłonić. Lunatycznym krokiem w półśnie dostać się do kuchni będąc wiedzionym wizją aromatycznego naparu, do czego przyznaje się co najmniej 46% Polaków, to jedno. Natomiast rześko, jak z procy wystrzelić z pieleszy wprost na matę, to zupełnie co innego. Wiosna sprzyja jednak realizacji różnych, często pochopnych, noworocznych deklaracji, sprawdźmy więc – czy poranna joga pobudza tak dobrze jak kawa?
Jak pobudza kawa?
Zacznijmy od początku, czyli małej porcji teorii na temat działania tego cudownego płynu. Produktem ubocznym aktywności mózgu jest adenozyna. Nagromadzona w dużych ilościach równa się zmęczeniu organizmu. Za wykrywanie jej poziomu odpowiedzialne są specjalne receptory w mózgu, które łączą się z cząsteczkami adenozyny. „Receptory w układzie nerwowym cały czas monitorują poziom adenozyny, a gdy jest on za wysoki, mózg spowalnia aktywność nerwową, rozszerza naczynia krwionośne, sprawiając, że stajesz się senny lub pragniesz odpoczynku” – pisze Lani Kingston w How to Make Coffee: The Science Behind the Bean.
Kiedy pijemy kawę, zawarta w niej kofeina jest wchłaniana przez jelito cienkie do krwiobiegu. Cząsteczki kofeiny swoją budową przypominają adenozynę, dzięki czemu z łatwością łączą się z receptorami adenozyny uniemożliwiając właściwe określenie poziomu tych drugich, a my możemy czuć się pobudzeni mimo wysokiego poziomu adenozyny.
Tak dzieje się, kiedy pijemy kawę czując zmęczenie, jednak co z poranną kawą? Tu sprawa delikatnie się komplikuje. Po pierwsze, już od chwili obudzenia neurony w mózgu pracują na wysokich obrotach, a produktem ubocznym zachodzących procesów jest adenozyna. Kiedy więc chcesz powiedzieć, że wstawanie jest męczące, faktycznie jest w tym trochę prawdy. Po drugie, w grę wchodzą naturalne procesy w naszym organizmie, ale też nasze przyzwyczajenia. O poranku w krwi występuje największe stężenie kortyzolu – hormonu, który odpowiada za zwiększenie stężenia glukozy we krwi, szczególnie podczas aktywności fizycznej i stresu. Dzięki temu rano otrzymujemy naturalny zastrzyk energii – chyba że rytm ten „zaburzony” zostaje przez dostarczenie organizmowi innego źródła pobudzenia (w postaci kawy). Wtedy produkcja kortyzolu zostaje ograniczona, a organizm nie generuje samodzielnie rano tyle energii, ile powinien.
Sekret joginów
Podczas gdy kawa daje to przyjemne uczucie wszechmocy, poranna joga kusi obietnicą rozciągania, wyciągania i otwierania pokurczonych i zastanych po nocy przestrzeni w ciele. Niewątpliwą jej zaletą jest to, że nadaje się dla każdego, w każdym wieku i kondycji, a jej intensywność można dowolnie dostosować do swoich potrzeb. Przygodę na macie trzeba zacząć pod okiem doświadczonego nauczyciela, ale dobre podstawy pozwolą czerpać z tego nieograniczonego źródła w dowolnym czasie i miejscu. Pozytywna energia, endorfiny, dotlenienie, redukcja napięcia… to name a few!
Lektura książek i artykułów, do których udało mi się dotrzeć, obfituje w uduchowione opisy porannej, jogowej praktyki, wywodzące się z jej tradycji. Według nich warto skorzystać z tego, że pomiędzy 4:00 a 6:00 rano umysł jest najbardziej spokojny. A ponieważ sama jestem tylko pokorną adeptką na początku jogowej drogi, zamiast rozwodzić się dłużej nad teorią nie pozostaje mi nic innego, jak przejść do testowania!
Dzień 1. – Kawa
Pierwszy budzik dzwoni o 6:00, zwykle potrzebuję jednak 30 minut zanim wstanę. Świadomość, że za oknem jest już jasno, a wkrótce po tym jak wstanę kuchnię wypełni znajomy zapach parzonej kawki, jest silnym argumentem za wyjściem spod kołdry. Rano zwykle sięgam po chemex i parzę 400 ml. Zazwyczaj mam w domu ziarna z Kenii i Etiopii, ale ostatnio testowałam też Kostarykę z Simplo (kto nie uległby nutom ananasa i truskawki?). Mielę, przelewam, mieszam i na przynajmniej godzinę znikam z książką. Lubię zaczynać dzień od czytania – to upominek dla oczu i głowy przed ośmioma godzinami z komputerem (a niech mają!).
W ciągu tego czasu zwykle wypijam połowę zaparzonej porcji. Najpierw delektuję się zapachem – z ulubionego kubka wyłania się wtedy mała kawowa łapka i macha do mózgu, anonsując nadchodzącą porcję kofeiny. Potem już śmielej, z każdym łykiem ta sama dłoń odgania sprzed oczu zamglenie, oczyszcza pole widzenia, wzrok się wyostrza, uwaga krystalizuje.
Drugą porcję zostawiam sobie na czas po śniadaniu. Zaczynam wtedy pracę, a kawa serwuje mi dodatkowy zastrzyk energii. Dzięki temu pozostaję skupiona aż do 14:00 – dopiero wtedy, po lunchu, wypijam swoją drugą kawę.
Dzień 2. – Joga
Jest dokładnie tak, jak się spodziewałam – wstać o 6:30 z wizją oddania się ćwiczeniom nie jest wcale tak łatwo. Wskazówka: najlepiej podjąć stanowczą decyzję wieczorem, nie pozostawiając sobie miejsca na poranne wykręty. Przy moich ćwiczeniach posłużyłam się rekomendacją porannych asan z Portal Yogi (tam przeczytacie więcej o ich dobroczynnych właściwościach).
Muszę przyznać, że te wszystkie peany ku czci porannym ćwiczeniom to nie czcze przechwałki. Ujmę to tak: z maty zeszłam krokiem dużo żwawszym, niż ten, którym się na nią skierowałam. Ćwiczeniom poświęciłam 45 minut. Ten zestaw pozycji przyjemnie mnie rozruszał, ale nie zmęczył.
Reszta punktów z mojego tradycyjnego rozkładu pozostaje bez zmian. Przez godzinę po jodze czuję się bardzo lekko, przyczynia się do tego też porcja endorfin, za która odpowiada świadomość, że zrobiłam coś dla siebie o poranku – trochę jak ulga po teście. Koło 9:00 jednak przychodzi znajoma ochota na kawę. Żeby pozostać skupiona na pracy piję ją, ale to sprowadza mnie to cudownej konkluzji…
Co pobudza lepiej?
…nie ma lepszej pobudki, niż kubek kawy po porannej jodze! Z rześkim, letnim powietrzem i promieniami słońca wpadającymi przez okno to naprawdę wymarzony scenariusz. Czy ćwiczenia o świcie zostaną ze mną na dłużej? Być może. Czy zrezygnuję z porannej kawy? Nigdy w życiu!