Rozmawiając często z ludźmi, którzy dopiero wdrażają się w kawowy świat, spotykam się z opinią, że kawa jest trudna. I coś w tym stwierdzeniu jest. To nie piwo, które otwieramy, przelewamy do odpowiedniego szkła i rozpoczynamy smakową celebrację. W domu tę kawę trzeba jakoś przygotować. Jednak nie zawsze to musi być ortodoksyjny przepis z dozą, uzyskiem, proporcjami i temperaturą liczoną do drugiego miejsca po przecinku.
Bardzo lubię kawę
To chyba dość oczywiste. Lubię jej smak, jej zapach i różnorodność. Potrafię docenić świetne jakościowo ziarna specialty i lubię sobie analizować, jakie nuty w nich siedzą. Jednak to nie podstawowa funkcja kawy. Ma ona dawać po prostu czystą przyjemność. Towarzyszyć zarówno o świcie, tuż przed wyjściem na wyczerpujący dzień zdjęciowy, jak i w czasie leniwego dnia podczas czytania książki lub gdzieś na wyjeździe, z dala od własnej kuchni.
Krótko mówiąc – ma być przyjemnym dodatkiem, a niekoniecznie centrum uwagi.
A czasami się o tym zapomina.
Nie, nie potępiam tego! Lubię postawić sobie kawę na pierwszym miejscu i skupić się tylko na niej, zwłaszcza kiedy dorwę się do jakiś nowych ziaren, których nigdy wcześniej nie próbowałem. Albo testuję jakąś nową metodę. Lub po prostu mam czas na zabawę i eksperymenty z kawą.
Wówczas mogę odmierzać kawę co do grama, bardzo pilnować temperatury oraz proporcji. Po prostu wiem, że każdy z tych elementów, niezależnie czy parzymy espresso czy coś metodami alternatywnymi, ma wpływ na końcowy efekt w filiżance.
Dla osób mocno pasjonujących się kawą, są to rzeczy bardzo ważne, ale jednocześnie sprawiają przyjemność. Bo to hobby, bo to zainteresowanie. Nie każdy jednak jest kawowym maniakiem, co nie znaczy, że takie osoby nie chcą dobrej kawy. Chcą. Tak samo, jak fani motoryzacji chcą mieć jakiś swój upatrzony model samochodu, jeździć nim z rodziną na wakacje, cieszyć się każdym przejechanym kilometrem, ale już niekoniecznie mają ochotę na przesiadywanie w garażu całymi popołudniami, odkręcając każdą śrubkę i ucząc się na pamięć schematów instalacji elektrycznej.
Nie zabijajmy przyjemności
Ortodoksja nie zawsze jest wskazana. Po prostu. Skupiając się tylko na temacie kawy – warto mieć jakąś swoją ulubioną metodę, która będzie czymś takim codziennym. Gdzie wystarczy zadbać o podstawowe zasady, aby zadowolić się Dobrą Kawą.
Kiedy robię sobie rano kawę, najczęściej wybór pada na dripa V60. Odmierzam sobie zazwyczaj 20g kawy, szybko wrzucam do młynka, w tym czasie gotuje mi się woda. Dzbanek z postawionym na nim dripem z filtrem stawiam na wadze, wsypuję kawę, włączam stoper, zaczynam polewać wodą.
Mówiłem o prostocie. I to wszystko jest proste. Nie czekam, by woda osiągnęła jakąś pożądaną temperaturę. Byle nie była wrzątkiem. Pamiętam, że przy 20g kawy uzyskuję około 350ml gotowego napoju. Wiem, że czas parzenia, jaki mnie interesuje, mieści się w okolicach 3:00 minut, ale jak zajmę się robieniem śniadania, albo ubieraniem, zapomnę dalej polewać wodą, zrobię przerwę w parzeniu i wyjdzie 5:00 minut, to nie zacznę rwać włosów z głowy i kląć pod nosem. Tak też będzie po prostu dobrze.
Wyjazd? Jest młynek ręczny i aeropress. Wsypuję ziarna do młynka, mniej więcej, na oko. Mielę, wsypuję do tuby, wlewam wodę energicznie, żeby kawa dobrze się wymieszała, zakręcam, czekam. Ile wyczekam, tyle będzie. Odwracam, przeciskam, piję. Są dobre ziarna, to i kawa, niezależnie od metody obroni się i będzie po prostu dobra, własna, przyjemna.
Wybrzydzanie, że kawa nie parzyła się przez X czasu? Że proporcje zachwiane? Póki jest to kawa robiona dla siebie, w domu, dla znajomych, rodziny, trzymałbym się z daleka od takich sztywnych ram.
Miejsce na pełny profesjonalizm oraz niuanse pozostawmy na kawiarnie, zawody bądź inne sytuacje, kiedy naprawdę tego potrzeba lub chcemy.
Co nie znaczy, że podstaw nie powinno się znać. Trzeba. To właśnie one pozwalają na późniejszą swobodę.
Bardzo trafnie napisane. Wychodzę z założenia, że kawa na przede wszystkim nam smakować. Nie lubię kawowych napinaczy, którzy uważają, że ich metoda parzenia jedyną i słuszną. Make coffee not war (on coffee).
Trafione, myśle że jak się jest zwykłym łykaczem kawy to 1 czy 2 stopnie różnicy temp. itd nie zrobi nam wielkiej różnicy, a napewno czas zaoszczędzony się przyda choćby na czytanie Waszego bloga 😉