Nowy Rok, nowy ja… Od nowego roku zrobię… W tym roku będę… Otóż, nic z tych rzeczy, żadnych noworocznych postanowień. Nie ma takiej potrzeby – cieszmy się po prostu tym, co jest i tym, co może się zdarzyć bez zbędnego ciśnienia. Niech ten rok będzie pełen relaksu – a jak relaks, to koniecznie z kubkiem ulubionej herbaty w dłoni.
A jak herbaty, to tylko herbaty miesiąca, które przygotowywaliśmy dla Was przez cały poprzedni rok i które miałem przyjemność dla Was recenzować, za co bardzo dziękuję i Wam czytelnikom, i Coffeedesk za dostarczanie mi tych pyszności!
Earl Grey od Songbird
Na pierwszy strzał klasyka, Earl Grey – każdy zna, każdy lubi, w każdej sytuacji się sprawdzi. Songbird przygotowało dla nas właśnie taką klasyczną propozycję, która może nie zaskakuje, ale swoim smakiem zadowoli każdego, kto ma po prostu ochotę na kubek dobrej, czarnej herbaty. A jeśli chce urozmaicić napar o dodatki, np. miód czy cytrynę, to właśnie ta herbata będzie stanowić do tego idealną bazę.
Co mnie cieszy, to fakt, że producent na opakowaniu opowiada o tym skąd dokładnie pochodzi herbata. W tym wypadku jest to Malawi, a dokładnie kooperatywa Satemwa, która zrzesza i wspiera działanie lokalnych farmerów zajmujących się uprawą herbaty.
Przechodząc szybko do wartości sensorycznych – już po otwarciu pudełka w nasze nozdrza uderza bardzo przyjemny aromat bergamotki, przypominający mi to, co najlepsze w cytrusach, czyli ich rześkość.
Parzenie
Herbatę zaparzyłem moją standardową metodą, czyli 2g herbaty na 100g wody, w temperaturze ok. 96 stopni Celsjusza, czas parzenia ok. 2,5 minuty. Efekt? Bardzo zadowalający!
Dobrze zbalansowana, słodko-cytrusowa herbata, która stanowi potwierdzenie powiedzenia, że klasyka zawsze się obroni. Black is the new black.
Tak więc, jeżeli szukamy pewniaka, którego byśmy chcieli obstawić w herbacianej bukmacherce, to Songbird i ich Earl Grey stanowią wysoki kurs, który z pewnością da nam wygraną.
Ja osobiście dorzuciłem do mojej herbaty plaster pomarańczy i trochę miodu, co dało mi napar, który idealnie wpisał się w jakże tradycyjną poświąteczną odwilż.
Rozgrzej się – Dworzysk
Teraz wracamy na lokalne podwórko, gdzie prezentować będę jednego z moich absolutnych herbacianych faworytów, czyli markę Dworzysk, tworzącą przepiękne i nietypowe mieszanki, których trzonem zawsze jest lawenda, którą uwielbiam.
Kompozycja o jakże ciepłej nazwie “Rozgrzej się” skrywa w sobie owoc jarzębiny, kwiat lawendy, liść jeżyny, korę cynamonowca, kwiat goździkowca, liść morwy i liść borówki czernicy.
Napar ma działać wzmacniająco i wspierająco przy przeziębieniu. Jarzębina i jeżyna zawierają spore pokłady witaminy C i soli mineralnych. Lawenda wspiera organizm przy stanach osłabienia i wyczerpania. Goździkowiec i cynamonowiec zapewniają działanie przeciwzapalne i rozgrzewające. Dla miłośników medycyny ludowej istotny może być fakt, że składniki tej mieszanki regulują pracę układu pokarmowego i pobudzają trawienie, stosuje się je również przy zmniejszonym łaknieniu. Tak oto mamy wszystko, co daje nam wsparcie w pierwszych objawach przeziębienia i to bez recepty!
Parzenie
Producent zaleca zalanie jednej łyżeczki suszu 250g wrzątku i parzenie przez około 10 minut. Tym razem posłuchałem tych zaleceń i to był dobry krok.
Otrzymałem pełny w smaku, dobrze zbalansowany, jednocześnie delikatny napar, który faktycznie dawał przyjemne poczucie rozgrzania. A że pogoda bywała różna, to ta mieszanka gościła ostatnimi czasy w moim kubku najczęściej.
Czas na życzenia noworoczne
Rok temu w Sylwestra odpaliłem sobie płytę jednego z moich ulubionych zespołów, czyli grupy Muchy z Poznania i włączyłem tytułową piosenkę, “Notoryczni debiutanci”, która zawiera przepiękne słowa:
To będzie dobry rok
Bez rocznic i postanowień
Bez wspomnień i rozczarowań.
I takiego roku właśnie Wam życzę,
Wasz Świdi