Nie napiszemy, że HAYB jest pierwszą palarnią speciality w Polsce – bo to nieprawda. Nie napiszemy też, że mają dekady doświadczenia, bo to również nie(pół?)prawda. Prawdą jest za to, że obchodzą 4. urodziny i jest to okazja do uroczych wspomnień i w ogóle spędzania chwil miło. Dlatego postanowiliśmy stworzyć sekcję MEEEEMORIES dotyczącą 4 kawowych wspomnień – 4 historie z kawą w tle na 4. urodziny! Dwie od ekipy HAYBu, dwie od nas.
Dawid postanowił opisać rzeczy z ostatnich miesięcy, bo jak się tyle jara (huehue) to pamięć sięga dość blisko, oto, co powiada Head Roaster HAYB:
To ja może napiszę o tym co dobre i szybko się kończy. Skłonił mnie do tego ostatni wypalony batch kawy Ethiopia Duwancho, kawy która skradła moje serce. Gdybym był kawowym zawodnikiem ligi profesjonalnej, to właśnie na niej startowałbym w olimpiadzie! Ta kawka to był micro lot (czyli bardzo mała partia kawy) z Keramo, obszaru leżącego obok stacji myjącej Daye Bensa. Ziarna dostarczyło 279 rolników ze swoich małych kawowych farm. Duwancho w rdzennym języku znaczy “owocowa bomba” i to by miało sens. Ta kawa to była eksplozja owoców z przepięknym brzoskwiniowym zapachem. Duwancho – Tęsknimy! (UWAGA, my mamy jeszcze kilka paczek! Stan nietrwały na 11.07.2022).
Kolejną kawą, która była, błysnęła i wypiliście ją tak szybko, że nie zdążyłem zabrać paczki do domu, była Kawa z Kolumbii od Heleny Salazar. Były to ziarna popularnej odmiany Castillo, ale obrabiane z dodatkiem kwasu winowego i truskawek. Tak tak, spokojnie kawowi puryści, wiem, że to nie wypada, ale co mam zrobić kiedy kawa ta była po prostu pyszna? Smakowała jak deser i myślałem o niej, jak o zwieńczeniu każdego wyjątkowego posiłku. Serio, to nie była kawa, którą piłbym dripami, tzn litrami, ale raz na jakiś czas, małą porcję. HIT. Co ciekawe, miałem przyjemność rozmawiać z synem Heleny – Carlosem i był to dla mnie szok, że to starsza generacja farmerów eksperymentuje w tak niekonwencjonalny sposób z obróbką. Carlos wytłumaczył mi, że do tego zmusiła ich pandemia, zamknięte granice i konieczność wykorzystania wszystkich roślin, które mieli na farmie – tak powstał pomysł na niekonwencjonalne metody obróbki z użyciem owoców.
Laurina – to mogłoby być piękne imię i tak nazywa się odmiana botaniczna naszej kawy z Kolumbii (choć oryginalnie z pochodzi z wyspy Reunion, niedaleko Madagaskaru). To była cudowna kawcia. Ciekawa, bo ta odmiana botaniczna naturalnie zawiera 50% mniej kofeiny niż inne arabiki. Czym to skutkuje? Mniej goryczy, bo to kofeina w głównej mierze odpowiada za gorzki smak w kawie, więcej słodyczy, bo słodycz podbita jest brakiem goryczy oraz jedwabistą teksturę – bardzo podobną do tej, którą charakteryzuje się Geisha. Rozpisałbym się o tej kawie bardziej, ale wyszła tuż po preorderze i miałem okazję pić ją tylko na cuppingach produkcyjnych. Raz za razem zamiatała cały stół i nie miała sobie równych. Dlaczego mieliśmy jej tak mało? Ogólnie jest trudnodostępna, ale ja mam niedosyt. (Znów, u nas jeszcze ostatki!)
Ostatnia kawa, to debiutant w drużynie HAYB. Kawa z Indii. Chciałem mieć ten origin u nas w piecu, piłem od innych palarnii i prawie zawsze bardzo mi smakował. Udało się znaleźć bardzo dobre ziarna u jednego z importerów, udało się je zamówić i oczywiście udało się wam je już wypić. Uwielbiam tą kawę za złożony smak. Dużo przypraw, ziół, gęste, lepkie body, wysoka słodycz. Kibicuję, kibicuję, kibicuję, to trochę jak z kapelami – często pierwsze płyty decydują czy zostaniesz fanem, czy olewasz wszystkie zaproszenia na wydarzenia. Ja jestem fanem.
Wiktor, właściciel HAYB, z niejednego pieca kawę pił i nadal ma swoje kawowe marzenia i szuka nowych kawowych wrażeń. Wybrał trzy kawy z HAYB i jeden kawowy manifest 🙂 .
Oto, co mówi:
Trochę kaw przez moją karierę w ciągu całej dekady z kawa wypiłem i było wiele ciekawych i zaskakujących momentów.
Chyba pierwszym momentem, kiedy naprawdę zrozumiałem, że kawa może być niesamowita, było próbowanie espresso z Geishy z farmy Finca Esmeralda, przygotowanego na starej maszynie La Cimbali w naszej pierwszej palarni. Pamiętam niesamowitą gładkość i czystość smaku. To było olśnienie!
Kolejne miłe wspomnienie, które jest ze mną dotąd, to kawa z Kostaryki, z plantacji El Mirador. Był to klasyczny natural, którym sprawił, że moje ślinianki eksplodowały. Pamiętam, że wszyscy stwierdziliśmy, że ta kawa smakuje jak Cola. Do dziś niejeden spijacz kawy wspomina te ziarna z nostalgią.
Skłamałbym, gdybym nie wspomniał tych kontrowersją owianych kaw od Diego Samuela Bermudeza. Każdy, kto to pił, wie o czym mówię. Nieważne, co tam się w tanku fermentacyjnym wydarzyło, było naprawdę fajnie i to trochę nas rozpieściło. Dziś już te kawy nie robią na mnie takiego wrażenia z perspektywy czasu, ale wtedy miałem na ich punkcie niezłego fioła.
Na koniec kawka, której sobie życzę – otóż chciałbym się z Wami podzielić tym co przeżywam ostatnio. Dopiero co wróciłem z Włoch i muszę przyznać, że w tamtejsza kawa sprawiła mi wielką przyjemność. Mówię Wam o tym bo z natury jestem szczery, a do tego lubię się dzielić z ludźmi tym, co czuje. Czasem skutki tej mojej szczerości są opłakane, ale trudno, co tam – raz kozie śmierć (oby nie). Mam dość kwaśnych szotów! Może typowy Włoch to już lekka przesada w druga stronę, ale na miłość boską, więcej balansu proszę!
W Coffeedesku również pamiętamy sporo pysznych kawek. Władzia wspomina:
Cały czas pamiętam i dobrze wspominam walentynkową kawkę z 2021, która smakowała… ciastem marchewkowym, ale taaak intensywnie, że po jej zrobieniu w całym mieszkaniu pachniało świeżo upieczonym ciastem. Ogólnie w kontaktach z HAYB cenię sobie ich otwartość, responsywność, pomysłowość i w sumie szaleństwo – nie zliczę ile kawowych projektów zrobiliśmy razem, ale każdy był świetną zabawą.
Mario natomiast, zajmujący się w Coffeedesku poszukiwaniem najlepszych kaw na rynku, lepiej od kawy, pamięta odwiedziny HAYB w Kołobrzegu i coffeedeskowym HQ.
Przy okazji poprzednich urodzin kawiarni na Bajkowym, coffeedeskowe biuro podczas afteru zamieniło się w salę weselną i zorganizowaliśmy tańce i zabawy prosto z weselnych oczepin, graliśmy w tę grę z zabieraniem krzesełka i zatrzymywaniem muzyki, a ja byłem wodzirejem! Impreza była tak dobra, że Marcin, szef magazynu, który pilnuje drzwi do niego niczym wrót do Mordoru, pozwolił nam wtedy wspólnie zwiedzić jego czeluści. Mamy na dowód nawet kilka zdjęć!
Jeśli chodzi o kawę, mam dość nietypowe wspomnienie, na innej imprezie w Kołobrzegu parzyliśmy chemexa w filtrze poza zmieloną kawą wylądowała whisky, cebula, piwo kraftowe, keczup i kilka innych dziwny rzeczy. Co to był za aromat!