Krótkie słowo wstępu: Aromaboy to cudowne dziecko Melitta, które powstało w 1979 roku i przez blisko pół wieku było stale udoskonalane, przy zachowaniu jego pięknego retro kształtu. Przyznam szczerze, że mimo wielu lat doświadczenia w branży kawowej i bycia dość aktywnym kawowym nerdem, w życiu nie słyszałem o Aromaboy. Gdy w końcu rozpakowałem paczkę z ekspresem, poczułem się jakbym dostał szczeniaczka na ręce. Jest piękny, mały, retro i do tego jeszcze robi kawę. Ideał! Zapraszam na moją przygodę z Aromaboyem.
Dużo plusów…
Pierwsza rzecz, za którą należy się pochwała, to rozmiary: 19,8cm x 16,8cm x 12,8cm (wys x szer x gł). Dla uzmysłowienia, jak drobny jest ten ekspres, małe porównanie: otóż jest niższy o 3cm od Hario V60, postawionego na serwerze. To ogromny plus, dzięki któremu możemy go spakować do walizki, zabrać do hotelu, a przy dobrych wiatrach (i przejściówce) odpalicie go od samochodowej zapalniczki.
Design – być bardziej retro już się nie da. Oczywiście jest klasyczna czerń oraz biel, ale wersja w kolorze beżowym nie tylko przypomina czasy Polonezów zaparkowanych na ulicy, ale i podnosi wartość waszego mieszkania. Urocze w designie są również mniejsze elementy takie, jak drobny driper na filtry jedynki oraz niewielki szklany dzbanuszek, idealny na 300ml.
Przyglądając się z praktycznej strony, samo parzenie jest oczywiście bardzo proste: wsypanie kawy i wlanie wody. Dostrzegłem ogromny plus jeśli chodzi o przepływ wody, który porównując do innych marek, jest tutaj bardzo wolny, a to działa na korzyść. Pulsacja wody jest wyjątkowo długa, bo zalewa po około 30ml co 5-6 sekund, dzięki czemu możemy pozwolić sobie na grubsze mielenie. Drugi plus to przepływ. Dripper spływ ma nieco wyżej niż dno drippera, przez co pierwsza woda, która spada na kawę tworzy preinfuzję (trudniejszą do uzyskania w innych tego typu urządzeniach).
… i jeden malutki minus
Mały minus (i to naprawdę szczegół) wystawiam za brak miejsca na pokrywkę do serwera. Mocno liczyłem, że pokrywka ma mikro otwór, przez który napar wpada do serwera. Tak jednak nie jest, dlatego polecam kłaść pokrywkę na ekspres żeby się nie zgubiła.
Parzenie
Jak wspomniałem wcześniej, rzeczą, nad którą mamy kontrolę, to grubość mielenia. Niemniej i tu przedział nas troszkę ogranicza. Podpowiadam więc, w jakich grubościach kręcić się, by uzyskać wymarzony efekt (pamiętajcie, że jakość wody ma znaczenie).
Używałem Etiopii z Guest Coffee jako kawy, która mocno zmienia się w zależności od mielenia. W przypadku 25 klików kawka ma więcej owoców, jest żywsza w smaku i raczej ucieka w stronę większych kwasowości. Mniej się w niej dzieje, wydaje się gładka i przyjemnie herbaciana zarówno w posmaku, jak i teksturze.
27 klików – szczerze mówiąc różnice są tutaj minimalne. Zmienia się posmak, który staje się bardziej owocowy. Zmienia się też tekstura, która ze spadkiem temperatury robi się syropowa, intensywnie owocowa, a do tego pojawia się troszkę wytrawnych nut.
30 klików – tu z kolei mamy super balans. Wyczuwalne aromaty herbaty, które nie pojawiały się wcześniej. Sporo też owoców, tekstura i posmak kojarzy się z miodem. Spadła natomiast kwasowość do niskiej i taka się utrzymuje przy każdej z trzech temperatur.
Wszystkie kawy parzyły się czasowo bardzo podobnie, jednak przez budowę Aromaboy można kontrolować profil smakowy mieleniem. To trochę oszczędność przy układaniu receptury, bo zmieniamy tylko kilka grubości, efekt będzie powtarzalny w zależności od grubości mielenia.