Duńskiej palarni Coffee Collective raczej przedstawiać nie trzeba. Ci z Was, którzy interesują się dobrą kawą na pewno choć raz spotkali się z tą marką. Kojarzona zawsze z bardzo wysokiej jakości ziarnami, wypalonymi w sposób wydobywający z nich mnóstwo smaków. Teraz taka perełka skandynawska trafia do Przelewu Miesiąca. Dodać trzeba – mistrzowska perełka, prosto z Boliwii!
Etiopia, Kolumbia, jakaś Brazylka czy Gwatemala… Klasyczne regiony świata, gdzie rośnie pyszna kawa i nieraz mogliście się o tym przekonać w ramach akcji Przelew Miesiąca (i Espresso Miesiąca również). A tu nagle pojawia się Boliwia, cała na czarno. I co Wy na to? Bo ja jestem BARDZO na tak.
Kawa – Mistrz
Boliwia Alasitas to propozycja na Przelew Miesiąca od Coffee Collective. To pierwszy raz, gdy kawa z tego kraju pojawia się w miesięcznicowej ofercie. Co można o niej powiedzieć? Mistrzyni. Sucha obróbka to gwarancja wysokiego, pełnego, słodkiego body, ale… Jednocześnie możemy tu mówić o wytrawnym, wyrafinowanym profilu. Za chwilę o szczegółach, ale napomknę tu przy okazji określenia mistrzyni, w odniesieniu do ziaren, że na tej kawie zdobyto, między innymi, Mistrzostwo Szwajcarii Brewers Cup 2018!
Więc kiedy będziecie nalewać sobie tej kawy o poranku, nie zdziwcie się, gdy wyrwie się Wam niekontrolowane dear judges, please, enjoy, a Wasz pies, kot czy świnka morska dziwnie się spojrzą.
Nim jednak dojdzie do nalewania, co nieco o parzeniu i oczekiwaniach wobec tej kawki. Otwarcie paczki to zderzenie się z mocnymi nutami wskazującymi bezsprzecznie na naturalną, suchą obróbkę. Czekoladowe, karmelowe i cynamonowe nuty zderzają się z dojrzałymi wiśniami i czerwoną porzeczką. Wszystko to potęguje się po zmieleniu.
Parzenie? Proszę bardzo. Polecam V60. W zapachu pojawiają się nuty rumu, karmelu, czerwonych owoców i delikatna kwiatowość. Natomiast smak… Bardzo pełny, złożony, słodki, wielowarstwowy. Pierwszy łyk orzeźwiający, soczysty, jak dojrzałe pomarańcze i grejpfruty. Zaraz potem pojawiają się dojrzałe wiśnie, czerwona porzeczka. Finisz i aftertaste to zdecydowana słodycz, zdaniem zawodnika, który startował na tej kawie, przypominający kolę i orzechy. Przyznaję – coś w tym jest! Do tego dołączmy średnie, winne body i kwaskowatość słodkich cytrusów i mamy coś świetnego. Dawno nie byłem tak storpedowany przez smak kawy!
U mnie najczęściej przepis był podstawowy – 18g kawy i 300g wody o temperaturze 94 st. C, preinfuzja 30 sekund i czas parzenia niecałe 3:00 minuty.
Ogromnie podeszła mi także ta kawa parzona w chemeksie (tak, tak, nowy, lepszy, większy chemex wjechał do mnie kilka dni temu! Bo stary niestety, odszedł do krainy przelewami płynącej… [*]). Bardzo podkręciły się wyraźne, soczyste, owocowe nuty przy delikatniejszym body. Polecam! Tym bardziej, że nie kombinowałem zbyt wiele z przepisem. Użyłem 25g na 450g wody, preinfuzja 30-sekundowa i cały czas parzenia w okolicach 4:00-4:15, przy ostatnim zalaniu w okolicach 2:30.
Przy tak skonstruowanym smaku jestem przekonany, że świetnie sprawdzi się w niemal każdej metodzie parzenia. French Press powinien dać bardzo dobre efekty.
W Aeropressie pojawiło się klasycznie więcej brudu, ale jednocześnie zarysowała się mocniejsza kwaskowatość, przyjemna bardzo. Natomiast w Gabi podkręciła się słodycz, ale moim zdaniem kawa straciła nieco charakteru, choć nadal była bardzo dobra.
Zatem… Bierzcie koniecznie tę kawkę! Zachwyci koneserów, odmieni spojrzenie zatwardziałych etiopsko-kenijskich speców, a młodocianych kawistów przyciągnie w ten świat!