Lifestyle

Barista vs. sztuczna inteligencja

Ekspres sam mieli, tampuje, parzy i spienia mleko. Roboty robią latte art, a domowe maszyny dorównują kawiarniom. Skoro technologia umie już prawie wszystko – to po co nam jeszcze barista?

Jeszcze do niedawna automatyzacja w kawiarni budziła emocje podobne do tych, jakie wywołuje espresso z kapsułki na cuppingu. „To już nie rzemiosło”, „to zabija duszę zawodu”, „barista to nie robot” – mówiono. Przez lata barista był trochę jak kucharz w restauracji z otwartą kuchnią – widoczny, skupiony, z kolbą w ręku i pianą na fartuchu. Heroiczny wysiłek był częścią widowiska. A każdy mililitr espresso wyciśnięty ręcznie miał jakąś wartość emocjonalną – nawet jeśli smakowo wychodziło różnie.

A potem przyszły maszyny. Najpierw półautomaty, które jeszcze zostawiały miejsce na gest. Potem – w pełni automatyczne ekspresy ciśnieniowe. Takie, które same mielą, dozują, tampują, parzą i czyszczą się bez pytania. I jak to zwykle bywa – pierwsza reakcja? Lęk. Że to koniec zawodu, jakości. Że teraz każdy, kto umie nacisnąć przycisk, może być baristą. Że będzie szybciej, taniej, bezosobowo. Czyli źle.

Ale minęło trochę czasu i okazało się, że nowa technologia nie tyle wyręcza, co stabilizuje. Eliminuje błędy wynikające ze zmęczenia, pośpiechu, stresu. Ułatwia pracę, która – przy dużym ruchu – potrafi być nie rytuałem, tylko biegiem z przeszkodami. Nie odbiera sensu – po prostu przesuwa środek ciężkości. Z rzemiosła na powtarzalność. Z improwizacji na kontrolę.

Kiedy ruch przekracza 200 kaw dziennie, klient nie oczekuje show. Oczekuje, że jego kawa będzie dobra. Taka jak wczoraj. I taka jak jutro. Niezależnie od tego, kto akurat stoi za barem i czy mleko się dziś lepiej pieni.

Jak każda zmiana – na początku budzi opór. Ale to nie pierwszy raz. Podobnie było, gdy pojawiły się młynki z dozowaniem na żądanie, dysze z regulacją temperatury, automatyczne systemy spieniania mleka. Najpierw sceptycyzm. Potem zachwyt. I w końcu – nowa norma.

Nie chodzi więc o to, czy technologia coś nam zabiera. Chodzi o to, co nam daje – jeśli tylko pozwolimy sobie to zobaczyć

Zmiany pod blatem – jak wygląda bar dziś?

Barowy blat już dawno przestał być miejscem ręcznych eksperymentów. Dziś to dobrze naoliwiona maszyna – dosłownie i w przenośni. Głowice z automatycznym systemem tampowania, które każdorazowo dociskają z taką samą siłą. Młynki, które same korygują grubość mielenia. Systemy, które ważenie, dozowanie i ekstrakcję kontrolują z dokładnością do setnych sekundy – i zapisują to w chmurze.

Do tego automatyczne dysze spieniające mleko na teksturę idealną nawet wtedy, gdy barista myślami jest już przy przerwie. Ekspresy, które po zamknięciu zmiany same się czyszczą, płuczą, kalibrują. Całe linie produkcyjne, które na dobrą sprawę mogłyby działać bez człowieka. I czasem działają – w pełni zautomatyzowane stoiska z robotem, który nie tylko parzy espresso, ale też wylewa na mleku latte art, już stoją na lotniskach i stacjach metra. Bez żartów.

A po drugiej stronie – ekspresy domowe, które robią kawę lepszą niż niejeden bar sieciowy. Za kilka tysięcy złotych można mieć w kuchni sprzęt, który utrzyma PID, ciśnienie, czas ekstrakcji i idealnie spieni mleko. Coraz więcej osób wie, czym jest TDS, jak ustawić blooming i jak odczytać profil sensoryczny. Kawa w kapsułkach i rozpuszczalna przestają być obiektem żartów, bo już nawet one smakują dobrze. Kawiarnia przestała być jedynym źródłem „dobrej kawy”.

I tu pojawia się pytanie, które coraz częściej zawisa w powietrzu: skoro maszyna robi „to samo”, a czasem lepiej – to po co jeszcze przychodzimy do kawiarni?

Kim jest barista w erze AI?

Przez lata barista był na froncie. Rzemieślnik, który ugniatał kolbę jak ciasto na pizzę, z powagą naciskał przycisk ekstrakcji, oceniał teksturę mleka po dźwięku i przemykał między stołami z aurą kogoś, kto nie ma czasu, bo jego kawa się liczy. I to było piękne!

Tyle że czasy się zmieniają. I barista, który był do niedawna solistą, coraz częściej staje się dyrygentem. Jego rola przesuwa się z „robię kawę” na „tworzę doświadczenie”. Bo dziś sprzęt potrafi zastąpić rękę baristy. Ale zbudować relację – to już zupełnie inna sztuka.

Klient nie przychodzi oglądać walki z kolbą. Nie zależy mu na tym, żeby barista kroplą potu potwierdzał zaangażowanie. Przychodzi, bo chce wypić coś dobrego i poczuć się dobrze. I jeśli czuje się dobrze – wraca. Niezależnie od tego, czy espresso było z kolby, czy z maszyny, która zna lepsze krzywe ekstrakcji niż niejeden człowiek.

Barista przyszłości to nie ten, kto umie ustawić ciśnienie – bo to zrobi za niego ekspres. To ten, kto pamięta, że pani z laptopem przy oknie pije flat white na mleku owsianym, ale „nie za gorący”. To ten, kto wie, kiedy żart działa, a kiedy nie. Kto potrafi opowiedzieć, skąd pochodzi ziarno, co oznacza jasno palona Kenia i dlaczego ten napar przypomina lemoniadę z grejpfruta. To osoba, która nie tylko zna odpowiedź, ale wie, jak ją powiedzieć – i czy w ogóle klient chce ją usłyszeć.

Nowa specjalizacja? Gospodarz. Host. Przewodnik. Kimś takim był już wcześniej – ale teraz zyskuje na to przestrzeń. Bo jeśli spienianie mleka robi za niego maszyna, a jakość ekstrakcji kontroluje algorytm, to on wreszcie może robić to, co zawsze było najważniejsze: budować relację, tworzyć klimat, być obecnym. Nie tylko fizycznie – ale z uważnością.

To nie znaczy, że rzemiosło znika. Ono po prostu zmienia format. Z „pokaż, jak tampujesz” na „pokaż, że pamiętasz mnie sprzed tygodnia”. Z „co dziś na młynku?” na „jak się dziś masz?”.

W erze AI barista staje się tym, kim zawsze był dla gości, tylko teraz może to robić bardziej świadomie. Mniej jako operator, więcej jako interpretator. Mniej jako bohater walki z kolbą, więcej jako przewodnik po smaku, nastroju, emocji. I właśnie dlatego – nie do zastąpienia.

Automatyzacja to nie wróg, to krzesło – żebyś mógł wreszcie usiąść

Automatyzacja nie zabiera pracy. Zdejmuje z barków to, co powtarzalne – i oddaje czas na jakość, relację, koncentrację.

Bo kiedy wchodzisz na zmianę i kolejka nie ma końca, to nie chcesz być bohaterem. Chcesz przetrwać. A jeśli jeszcze w międzyczasie masz być miły, uważny, opowiedzieć coś o ziarnie i nie zapomnieć o napoju na wynos – to potrzebujesz wsparcia, nie przeszkód.

W tym sensie automatyzacja to krzesło. Coś, na czym możesz chwilę oprzeć zmęczony kręgosłup codziennego serwisu. Nie musi Cię zastępować – wystarczy, że Cię odciąży. Zamiast za każdym razem odmierzać i tampować na czuja – masz system, który zrobi to za Ciebie z dokładnością do dziesiątych grama. Zamiast walczyć z przepaloną dyszą – masz program samooczyszczania. A zamiast spieniać mleko „na ucho” – ustawiasz temperaturę i teksturę, które nie zawodzą w godzinach szczytu.

To nie sprawia, że jesteś mniej baristą. To sprawia, że możesz być bardziej obecny. Mieć czas, by coś zauważyć, zamiast tylko reagować. Powiedzieć „hej”, zapamiętać, kto pije latte na owsianym, a kto espresso z jedną kostką lodu.

Nie chodzi o to, że kawa ma robić się sama. Chodzi o to, że nie wszystko musi być teatrem. Drip nie zawsze musi być w rytmie slow. Czasem batch brew wystarczy – jeśli to znaczy, że zdążysz zapytać, jak leci, i zrobić kanapkę bez zgrzytania zębami.

Dokąd to wszystko zmierza?

Nie ma już odwrotu. AI jest z nami. W ekspresie, w magazynie, w aplikacji do lojalek. Uczy się, analizuje, poprawia. A my, chcąc nie chcąc, musimy się z nią dogadać. Ale to nie jest opowieść o końcu zawodu baristy. To jest opowieść o tym, jak pytanie „co potrafisz?” zmienia się w pytanie: „czego nie potrafi maszyna – a Ty możesz?”

Bo fakty są takie: AI może sterować ekstrakcją co do sekundy, analizować sensorykę na podstawie danych chemicznych i polecać klientom blendy zgodne z ich historią zakupową. Może też podpowiadać palarni, że ziarna z danej farmy warto wypalić lżej, bo będzie lepszy profil „grapefruit–hibiskus–zielone winogrono”. I to wszystko robi dobrze. Ale nie potrafi jednego: być człowiekiem.

Nie opowie historii o tym, jak trafiło tu konkretne ziarno. Nie poczuje, że klient miał ciężki dzień i dziś lepiej z nim nie rozmawiać. Nie stworzy atmosfery, nie zapamięta, że ktoś zawsze siada z lewej strony baru, bo tam więcej światła. AI nie potrafi zbudować kawiarni jako miejsca doświadczenia. Może wspierać serwis, ale nie zastąpi sensu.

Kawiarnia przyszłości będzie duetem. Maszyna od powtarzalności. Człowiek od przeżyć. Technologia zadba o to, żeby espresso miało zawsze 40 gramów w 28 sekund. Barista zadba o to, żebyś chciał to espresso wypić właśnie tutaj.

I właśnie dlatego rośnie znaczenie kawiarni jako przestrzeni społecznej, a nie tylko punktu gastronomicznego. Miejsca, do którego się wraca, nie tylko dla kofeiny, ale dla ludzi, rytuału, chwilowego oddechu od rzeczywistości. Gdy domowe ekspresy robią świetną kawę, a maszyny na stacjach mają całkiem przyzwoite parametry, pytanie nie brzmi: „czy kawiarnia zrobi lepszą kawę?”. Brzmi: „czy kawiarnia zrobi lepsze doświadczenie?”.

To jest szansa – ale i pułapka.

Bo jeśli za bardzo uwierzymy w efektywność, możemy zatracić to, co w kawiarni najważniejsze. Za dużo optymalizacji, za mało duszy. Zamiast atmosfery – algorytm. Zamiast relacji – przepływ. Zamiast gościa – liczba. I wtedy naprawdę nie będzie różnicy między kawiarnią a automatem na dworcu. A przecież właśnie różnica jest tym, co buduje lojalność.

Ryzyko automatyzacji najbardziej dotknie te miejsca, gdzie kawa od początku była tylko dodatkiem: hotele, stacje, punkty fast coffee. Tam, gdzie nie inwestowano w ludzi, gdzie barista był „osobą od naciskania przycisków”, tam zastąpi go ktoś – lub coś – tańszego. I nikt nie zauważy różnicy.

Ale w kawiarniach, które wiedzą, po co są – różnica nadal będzie. Bo barista to nie tylko osoba, która robi kawę. To ktoś, kto rozumie, że kawa jest pretekstem. Do rozmowy, do spokoju, do przerwy między mailem a telefonem. 

Więc tak: AI zmieni branżę. Ale nie wymaże jej sensu. Pytanie nie brzmi „czy zawód baristy przetrwa?”. Brzmi: „jaki będzie miał kształt?”. A odpowiedź, paradoksalnie, jest całkiem ludzka: to zależy od nas.

Bo maszyny robią dobrą kawę. Ale to my sprawiamy, że chce się po nią wracać.

 

Dominik Ropela

Sales & Marketing Manager w Coffeedesk. W świecie kawy od 2020 roku – zawodowo i prywatnie. Poza kawiarniami niestrudzony podróżnik, przyszły prawnik i pasjonat gastronomii. Uwielbiam odkrywać nowe smaki, miejsca i historie – zawsze pośród ludzi.

Disqus Comments Loading...
Share
Published by
Dominik Ropela

Recent Posts

Aerocano raz!

Wkraczamy w ten cudowny, ale też momentami bezlitosny gorący czas, kiedy jedyną rozsądną opcją kawową…

2 dni ago

Filtr idealny – jak różne rodzaje filtrów wpływają na smak kawy i co warto o nich wiedzieć?

Niech się przelewa! Dla wielu entuzjastów wysokiej jakości, kawa specialty to przede wszystkim filtrowana rewolucja…

2 tygodnie ago

Wiosenne przebudzenie – czas na detoks!

Witaj wiosno! Długo wyczekiwana pora roku w końcu zawitała, przynosząc ze sobą nowe pokłady energii…

3 tygodnie ago

Czy excelsa to przyszłość kawy?

Kryzys na rynku kawy nie mija, a ceny arabiki i robusty nadal rosną, a rynek…

4 tygodnie ago

Mus czekoladowy z kawą i karmelowym popcornem

Nasza kolejna propozycja deserowa to mus czekoladowy z kawą i karmelowym popcornem. Karmel, kawa i…

1 miesiąc ago

Latte art – porady baristów!

Latte art wygląda jak magia, ale w rzeczywistości to po prostu kwestia techniki i odrobiny…

1 miesiąc ago

Ta strona używa cookies.

Więcej