Trzeba przyznać, że ostatnimi czasy na rynku pojawiają się coraz to nowsze i wymyślne drippery. Trudno już nadążyć za nowymi gadżetami, nie tylko zaparzaczami, ale wszelkiego rodzaju zabawkami dla kawowych nerdów. Dobrze widzieć ruch w branży, powstawanie nowych firm oraz produktów. Z drugiej strony – jeszcze żadne nowe urządzenie alternatywne, które trafiło w moje ręce, nie poruszyło paradygmatu w tworzeniu naparów. Czekam na to z niecierpliwością! W międzyczasie, przyjrzyjmy się BRO Coffee Maker – stożkowemu dripperowi zrobionemu z… drewna i rośliny.
Crooked Nose & Coffee Stories to grupa kawowych entuzjastów i designerów działająca w Wilnie. Parzą kawę, palą kawę, organizują degustacje oraz spotkania edukacyjne. A do tego tworzą kawowe zabawki. Założyciel koślawego nosa, Emanuelis Ryklys, pracował nad BRO Coffee Maker przez rok. Jako surowca użył drewna czarnego bzu, natomiast oryginalny, dedykowany filtr do drippera uszyty jest z lnu organicznego. Oł je! Dripper wielkością oraz kształtem przypomina klasyczne Hario V60. No, może jego kąt jest odrobinę węższy.
Lniane próby
Zgodnie z instrukcją składam ciemno-granatowej barwy filtr, w banalny sposób, na pół i jeszcze raz na pół, by utworzyć stożek. Początkowo jestem sceptyczny w kontekście równości ekstrakcji kawy, która za chwilę będzie moczyć się w lnianym materiale. Zagięcia są grube, a cały filtr mocno sztywny, z wieloma szczelinami, w które mogą się dostać zmielone ziarna. Jednak dokładne zmoczenie filtra gorącą wodą oraz lekkie osuszenie czystą ścierką zmieniają jego plastyczność – wygląda w porządku.
Wybieram standardową proporcję – 6g kawy/100g (ml) wody, wsypując 15 gramów audunowskiej Kenii, zmielonej jak do V60 przy tej samej objętości naparu.
Parzę dokładnie tą samą techniką, której używam w Hario. Woda o temperaturze 96 stopni, około 30-40 gramów preinfuzji. Po trzydziestu sekundach uzupełniam do 100 gramów i robię trzy obroty zaparzaczem w celu spłukania wszystkich drobinek. Kolejne 70 gramów w pierwszej minucie i następne trzy obroty. Kiedy stoper pokazuje 1:30, dolewam ostatnią porcję wody. 250 gramów, ostatnie zamieszania. Czas parzenia wyniósł 2:30. Czekam aż cały napar przeleje się do dolnego naczynia, żeby ocenić równość ekstrakcji po wyglądzie utworzonego ciastka z fusów. Pozytywne zaskoczenie. Jest równiutko!
Napar oddaje w pełni charakterystykę kenijskich ziaren. Jest owocowo, porzeczkowo, słodko i czysto, z przyjemnym maślanym body. Czego oczekiwać więcej po dripperze? Kawa jest dobrze doparzona, potwierdza to na koniec badanie refraktometrem – %TDS – 1.45 dający prawie 21% ekstrakcji.
Wiejska, lniana sielanka
To, co niezwykle istotne w eksploatacji BRO Coffee Maker, to dokładne umycie lnianego filtra bezpośrednio po parzeniu. Chyba, że chcemy wzbudzić zainteresowanie mikologa. Najlepiej spłukać wszelkie zanieczyszczenia, wymoczyć materiał we wrzącej wodzie, a następnie powiesić w przewiewnym i suchym miejscu, do wyschnięcia. Twórcy nie zalecają stosowania detergentów w celu czyszczenia sprzętu. Dripper pokryty jest olejową powłoką, która ma za zadanie chronić drewno przed wilgocią.
Wydaje się, że rutyna tak dokładnej eksploatacji sprawia, iż BRO Coffee Maker lepiej sprawdzi się na półce home baristy, niż w kawiarni o dużym natężeniu ruchu. Mimo tego, kawa poprawnie zaparzona w litewskim dripperze będzie smaczna i soczysta. Bez dwóch zdań!
Czy BRO Coffee Maker porusza paradygmat? Nic z tych rzeczy. Jednak napar z tego urządzenia nie ustępuje niczym najpopularniejszym, legendarnym dripperom. Cieszę się, że społeczność wokół kawy specialty rośnie w siłę gromadząc wokół siebie pasjonatów tworzących nowe rzeczy. Litewska sceno – brawo!
Coś wspaniałego. Zachęciłeś mnie w tym artykule do zakupu tego produktu 🙂