No i dobra, i jest! Ci, którzy byli przekonani, że kwietniowe espresso miesiąca to primaaprilisowy żart przecierają oczy ze zdumienia. No bo jak to? Włoska kawa? Przecież tyle razy było o tym, że „proszę pana, włoska kawa to jest ble, oni to się tak naprawdę nie znają!” A my mamy argument, że włoska kawa może być smaczna. Że zdarzają się te całkiem apetyczne. Kwestia podejścia, zaakceptowania stylu. Patrz trochę szerzej! – powiedział mi Łona i w taki sposób zacząłem pić stouty, a nie tylko te kwiatowo-cytrusowe IPY.
Mokacrema to blend kaw jakości speciality: Gwatemali, Salwadoru, Etiopii i Brazylii. Na paczce widnieje certyfikat włoskiego SCA, czyli organizacji skupiającej się na kawach najwyższej jakości. Kolby w dłoń!
Aromat suchy
Dominuje gorzka czekolada i mocno karmelizowane orzechy. Na dodatek wyraźny zapach prażonego słodu, takiego do piwa, oraz historie torfowe, nieco ziemiste. Aromat intensywny, głęboki. Jakby powiedział plakat wyborczy – z charakterem.
Aromat mokry
Nowa rzecz, która pojawiła się w zaparzonym już espresso to wyraźny marcepan. Zostały orzechy i taka palona wytrawność. Natomiast gorzka czekolada przeobraziła się w czekoladowy budyń. Ten mleczny element dodał filiżance sznytu. Czy są owoce? Na pewno nie rozbryzgujące się na twarzy jak krojony pomidor cherry. Trochę w tle, gdzieś się zapodziewa wolny cytrusowy elektron.
Smak
Budyń czekoladowy to hasło dnia. Może to bardzo subiektywne, ale ten smak i aromat po prostu przywodzi mi na myśl czasy, kiedy za dzieciaka objadałem się takim robionym przez babcię. Bez dosładzania białym cukrem, i tak było przyjemnie słodkie. Wyszły też wanilia i karmel. Okej, zgoda – goryczka na wyższym poziomie niż w przypadku znacznie jaśniej palonych arabik z modnych palarni speciality. Co według mnie najważniejsze – nie dominuje, nie straszy, nie atakuje. Po prostu jest. Towarzyszy słodyczy. Kwasowość bardzo niska, ale istnieje. Parę kropel cytrusu. Jest to włoskie espresso w naprawdę zacnym wydaniu.
Mleko
Postanowiłem złamać tradycję i tym razem zrezygnowałem z flatwhite’a. W końcu to ziarno palone na półwyspie przypominającym but. I było przed południem. Cappucino! Dalej ten budyń. Doszło coś korzennego, przypominającego piernik. Co warte uwagi – gorycz zniknęła niemal całkowicie. Dawno nie piłem tak słodkiej kawy z mlekiem. Gdyby we Włoszech serwowali coś takiego w standardzie, Barny czy Elephanty wchodziłyby niemrawo do Polski w 2019 roku.
Receptura
Jako, że kawa palona jest trochę ciemniej niż zazwyczaj, postanowiłem wydłużyć nieco czas oraz zmniejszyć uzysk. Cel: wysokie body, zaznaczona kwasowość, wyraźna słodycz i ograniczona goryczka. Finalna receptura wyglądała tak:
- doza: 18 gramów
- uzysk: 32 gramy
- czas: 30 sekund