Dawno, dawno temu w odległej galaktyce… istniała Playground Coffee – tajemnicza palarnia-piaskownica, miejsce dziecięcej radości i zabawy. Opowieści mówią o nielicznych śmiałkach mających zaszczyt spróbować kawy Skywalker i odlecieć w kierunku gwiazd z prędkością nadświetlną. Chodź, zdradzę Ci szczegóły, gdzie szukać tego skarbu…
Tajnej siedziby Playground Coffee należy szukać w Niemczech, a dokładniej w Hamburgu. To tam stacjonuje Imper… to znaczy palarnia kawy.
Skywalker Espresso to flagowa mieszanka hamburskiej firmy wypalonej „pod” ekspres czy kawiarkę – wszelkie metody związane z ciemniejszym paleniem.
Skład:
Brazylia – 65%
Gwatemala – 35%
Pierwsze obróbki naturalnej, drugiej, mniej liczne, obróbki mytej.
Co to znaczy? A no tyle, że należy spodziewać się słodyczy, czekolady i owoców w oddali (ciemnego kosmosu). Całość zamknięta w biodegradowalnym, kartonowym pudełeczku z piękną grafika zdobiącą przód paczki. Cudo!
Czas spróbować jak kawa radzi sobie na polu bitwy. Przetestowałem ją na marketowym ekspresie kolbowym pewnej znanej firmy (zaczynającej się na „de” i kończące na „longhi”) oraz w Prismo, czyli rozszerzeniu espresso-like do AeroPressu (czy tylko mnie AeroPress kojarzy się z mieczem świetlnym? huh?).
EKSPRES
(marketowy, kolbowy, De’Longhi EC685 – tutaj jest pewien trik, żeby używać przycisku do jednej kawy przy dozie na dwie, hehe, takie śmieszki w tych tanich ekspresach)
Ratio: 1:2
Doza: 16g
Uzysk: 32g
Kawa wyszła słodka, mocno wyczuwalna owocowa kwasowość, body raczej średnie, ale przyjemne, zrównoważone. Espresso bardzo wyrównane w smaku, przyjemny, ale niezbyt mocny posmak. Taki lekki szocik, dobry po delikatnym obiedzie czy sauté w ciągu dnia.
PRISMO
Ratio: 1:1,3
Doza: 20g
Uzysk: 26g
Kawa wyszła bardziej oleista, ale też pylista – po wypiciu widać znaczącą ilość pyłu na dnie, który został po naparze. Wygra z rodzinnym, niedzielnym obiadem czy kebabem od chińczyka. Kawa wyszła słodsza, miała mniej zaznaczoną kwasowość. Posmak był bardziej wyraźny i dłuższy niż przy próbie z ekspresu, ale dla mnie mniej przyjemny (myślę, że ten pył zostawił po sobie niedobry posmak, hehe).
Próba z mlekiem wyszła… odmiennie. Jako mleczną wersję wybrałem flat white, z uwagi na delikatność i zrównoważenie kawy (w smaku, psychicznie nie wiem – nie pytałem jej). Kawę z dwóch powyższych metod uzupełniałem spienionym mlekiem w filiżance do 150ml objętości całości. Mleko spieniałem dyszą od marketowego ekspresu (ze zdjętą, super-hiper-ubijaczem-mleka-końcówką).
EKSPRES
Kawa wyszła słodka, delikatna z lekkim powiewem owocowości. W tle lekka nuta orzechów, składających się na przyjemny posmak. Taka księżniczka Leia, niby delikatna i piękna a strzelić w głowę potrafi! Idealnie spasuje się z ziarnistą bułką (kawa, nie Leia!) z dżemem lub serkiem, spożywana w pierwszych promieniach słońca przecinających wiosenne powietrze… Ah!
PRISMO
Tak jak w próbie z espresso-like naparem, tutaj również obecny jest pył w filiżance. Jednak przez dodatek mleka jest on prawie niewyczuwalny. Oleiste body podniosło walory smakowe kawy, przez co flat white wyszedł przyjemniejszy niż z ekspresu. Słodycz, słodycz, słodycz, taka czekoladowa, bardzo pożądana. Na początku to ona przejmuje pierwszą rolę w filiżance, po chwili, jak kawa nieco ostygnie, daje się wyczuć owocki. Wszystko lekkie i przyjemne. Mniam.
Czy warto zaprzyjaźnić się z „Sywalkerem”? Oczywiście!
JASNA (mleczna) STRONA MOCY jest całkiem niezła, ale dopiero CIEMNA STRONA pokazuję swoją potęgę! Luke, I am your father!!!!
Taka gwiezdna kawa będzie cieszyła kubki, tzn. filiżanki smakowe. Warto jej spróbować, bo celuje w środek pomiędzy kwaskowatymi, owocowymi szotami, a mocnymi, oleistymi smakami „włoskiego” espresso. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie i odleci z Chewbaccą Sokołem Millennium w gwiezdną dal. May the force be with you! Albo lepiej: May the coffee be with you!