Kiedy poniedziałek wita Cię poranną zmianą, którą zaczynasz chwilę po godzinie 6:00, każda ilość kawy jest wskazana – if ju noł łot aj min. Dlatego szczególnie radowała mnie myśl, że z samego rana będę musiał siorbać większą niż zwykle ilość kawy – tym razem w postaci nowego, wrześniowego Espresso Miesiąca.
Zaczęło się tak. Przyszedł On, równie niewyspany jak ja, umęczony weekendem i innymi zjawiskami paranormalnymi, jednak twardo wchodzący w nowy tydzień – Mariusz! Nie byle Mariusz, bo to TEN Mariusz – odpowiedzialny w Coffeedesk za to, by zapewnić Wam odpowiednią ilość kawy na naszym magazynie!
A w dłoni dzierżył to: piękne, smukłe, eleganckie, kompaktowe, aromatyczne, zgrabne… opakowanie z kawą, którą mieliśmy wypić.
Tak też zrobiliśmy – wypiliśmy.
Moi Drodzy, prawda jest taka, że wcale nie wyglądaliśmy lepiej po odpowiedniej dawce kofeiny. Weekend był jaki był i dobrze, że minął, a my pozostaniemy i tak tacy sami – piękni. Dlatego nic się nie zmienia, bo lepiej się po prostu nie da. A kto nie wierzy niech przyjedzie do Kołobrzegu, o! No i taka to była historia poniedziałku…
…Który minął, ale jednocześnie zapadł mi w pamięć głęboko jak opowieści, których się słuchało z otwartą gębą za młodu. I w sumie to wszystko się łączy, jak teraz myślę o tym bezsensie, którym Was już na wstępie zmęczyłem (Karolina błagam nie usuwaj wstępu w trakcie edycji tego tekstu) (Karolina nie miała z tym nic wspólnego., przyp. Marcin).
Więc Story. A dokładnie Story Coffee Roasters. To mariuszowa paczuszka z poniedziałku. Mieściła w sobie ziarna z Brazylii, więc spodziewałem się po nich klasyki. Jednak tak, jak w opowieściach za młodu rozdziłem gębę i zdziwiłem się jak pierwsze łyki tej kawki mnie pozytywnie zaskoczyły.
Otwierając paczkę uniósł się aromat jabłek ale takich słodkich. Takich jak Babcia zawsze przynosiła i mówiła: Pawełek proszę jabłuszko dla Ciebie. A ja jej odpowiadałem zawsze, że nie chcę jeść jabłka, po czym i tak je zjadałem bo było tak słodkie i pachniało wszystkim co najlepsze, no i było od Babci więc trzeba było je zjeść i już.
Espresso
Przeszliśmy więc do konkretów, a więc parzenia. Kilka nieudanych prób przyniosło porażkę na wstępie, jednak przegrana bitwa nie oznaczała w żadnym wypadku przegranej wojny. Dozę, jaką przyjęliśmy to 18 gramów. Ratio 2:1 więc uzysk celowany był na 36 gramów. Powiem tak: było gęsto ale tak gęsto jak lubimy w espresko żeby było.
Pierwsze szociki z czasem parzenia oscylującym ponad 30 sekund nie zachwycały. Skróciliśmy czas o trochę i od razu się pojawiło TO! Czyli pyszny, gęsty napar. Pierwszy łyk robił już bardzo przyjemne wrażenie. Pojawiły się ewidentnie nutki jagód, słodkich jagód zmiksowanych w jogurcie naturalnym. Dokładnie taki smak i taka konsystencja tego espresso mieściła się w mojej filiżance. Po kilku łykach cały czas to espresso było ze mną gdzieś na końcu języka. Tkwiło jak szalone na moich kubkach smakowych i nie puszczało jak Pudzian w trakcie walki MMA.
Posmak ewidentnie na myśl przyniósł mi praliny czekoladowe i jeszcze raz jagody. Dawno nie piłem tak dobrej i kompleksowej kawki z Brazylii. Wszystko, co powinno w niej być, było na miejscu i w punkt.
Z mleczkiem
Oczywiście nie obyło się bez testu z mleczkiem. Dysza w ruch i hyyyyc pienimy. Po pojedynczym szociku do małego 150ml kubeczka, wjazd z mleczkiem na ostro i cappuccino gotowe. Słodycz laktozy – śmiercionośnego alergenu – w połączeniu z wszystkimi wrażeniami sensorycznymi, które wcześniej wymieniłem dawały syndrom RR znany z wypowiedzi prywatnych Macieja Duszaka, co oznacza oczywiście nic innego jak… Robi Robotę (albo po prostu zerknijcie do naszego nieoficjalnego słowniczka, przyp. red.). Wszystko w tym mlecznym specjale się zgadzało. Nie miałem żadnych zastrzeżeń.
Nie zostaje mi nic innego jak polecić tę kawę z czystym sumieniem każdemu, kto szuka klasyki w kawie, ale takiej bardzo słodkiej klasyki.
Maszyna: La Marzocco Linea PB AV
Doza kawy: 18 g
Uzysk: 36 g
Temperatura wody: 94 stopnie Celsjusza
Ciśnienie w ekspresie mam obniżone do 7,5 bara.
Wiem, że nie każdy ma w domu profesjonalną maszynę, w której może kombinować z parametrami. Dlatego w domu wrzuciłem to, co mi zostało z tych ziarenek do starego, dobrego ekspresu, zrobiłem przedłużoną kawkę czarną i wiecie co? Też mi smakowała! Więc bierzcie i mielcie z tego wszyscy, to jest opowieść ze Story Coffee Roasters!
Wasz Ja,
Paweł Świderski.