Jest jedno hasło, które stawia mi resztkę włosów na głowie dęba. Jest jedna rzecz, która zawsze powoduje w zimnym jak cold brew sercu iskierkę niepewności. Jest jeden moment raz na miesiąc, kiedy jak dr Jackyl zamieniam się w Mr. Hyde’a. Jest to dzień próbowania espresso miesiąca!
Nic tak nie stawia wszystkiego jak ustawianie 20 przepisów espresso i każdego próbowanie po trochu tylko po to aby dać Wam pełny obraz tego czym Wy będziecie mogli się cieszyć bez zbędnego tracenia kawy na ustawianie młynka i całej reszty parametrów.
W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim, którzy wraz ze mną próbowali tego co zaraz będzie tu przedstawione – Dorota i Oski – ukłony, że nie musiałem dzięki Wam zmywać brudnych filiżanek po nieudanych strzałach i za to, że ze mną cierpieliście niedoparzenie i przeparzenie.
Ale do meritum gdziekolwiek ono jest.
Nie dalej, jak kilka dni temu otrzymałem półkilogramową, białą paczuszkę kawy ze śmiesznym rysunkiem na etykiecie – już wiemy, że będziemy mieć do czynienia z Johanem & Nystromem – na etykiecie napis The 5th Estate. Pomyślałem – będzie to ciekawe doświadczenie.
Będzie to ciekawe doświadczenie. – pomyślał Świder
Doświadczony mężczyzna – pomyślała Redakcja
Mieszanka trzech arabik z Brazylii, Peru i Etiopii. Klasyka, wytrawność i owoce zmieszane w jedno – to musi być dobre.
Kawę mieliłem na bestii zwaną ek43, a doza jakiej używałem to 18 gramów, uzysk – około 36 – 38 gramów espresso.
Przy pierwszych strzałach stawiałem na krótki czas parzenia wynoszący około 25 -27 sekund. W tym wypadku aromat był bardzo przyjemny, mocno owocowy, espresso poprawne jednak zdecydowanie czegoś mu brakowało. Jakby to powiedzieli profesjonaliści – „och nie nie, nie o to mi w tej kawie chodziło”.
Kierując się zasadą zmieniania tylko jednej składowej całego przepisu postawiłem pozostając przy tej samej gramaturze kawy i uzysku naparu zmieniać tylko czas parzenia. Im dłuższy się on stawał tym bardziej espresso nabierało charakteru i wyrazistości. Ostatecznie 5th Estate wymaga dobrego doparzenia – ja poprzestałem na 33 – 34 sekundach przy uzysku 36 gramów. Ten przepis mnie, jak i osoby wcześniej wymienione został zaakceptowany i dlatego poniżej przedstawiam go w pełni, a następnie opiszę wrażenia sensoryczne.
Świdi powiada:
– 18 gramów świeżo zmielonej kawy
uzysk 36 gramów espresso
czas parzenia 5 sekund preinfuzji + 33 sekundy właściwego zaparzenia
Wsadzając swój wielki nos do filiżanki prawie go plamiąc cremą, na pierwszy plan w aromacie rzuciły się truskawki i mleczna czekolada, potem tłem był cudowny zapach brzoskwiniowego jogurtu. Opamiętując się i wreszcie wyciągając nos z filiżanki przyszedł czas na wypróbowanie naparu.
Swoją drogą ciekawe czy są ludzie, którzy przyciągają do ciała porcelanę tak jak byli/są ludzie, którzy są chodzącymi magnesami. Z moim nosem mógłbym chodzić z zawieszoną na nim filiżanką przez cały dzień.
(Wciąż próbujemy sobie to zwizualizować. – Redakcja.)
Dobra ale już piszę co dalej z tym espresso.
Smak był bardzo, ale to bardzo zbliżony do aromatu truskawki, do tego mleczna czekolada i tym razem pojawiła się brzoskwinia oraz lekkie jagody. Aftertaste długi i przyjemnie lekko łaskoczący przełyk, zostawiający delikatny, kakaowy posmak. Cały napar na pewno zadowoli osoby lubiące czarną, wyraźną kawę oraz te, które podbijają sobie słodycz kawy podgrzanym mleczkiem.
Cappuccino z tej mieszanki na pewno sprawi wiele radości, a George Clooney przestałby po jego spróbowaniu reklamować Nespresso w kapsułkach i zostawił to Justinowi Biebierowi.
W sumie tyle ode mnie.
Espresso wakacji jest jak najbardziej wakacyjne.
Polecam je każdemu.
Teraz, gdy to piszę jestem gdzieś w 1/4 drogi z Kołobrzegu do Poznania, a mam nadzieję, że Wy jak czytacie ten tekst jesteście w 1/4 drogi do zakończenia zakupu 5th Estate od Johana & Nystroma.
Na zawsze Wasz,
Świdroni.