To naprawdę przesada. Test Fellow Prismo zaplanowałem na poniedziałkowe popołudnie. Nie zdążyłem nawet następnego dnia usiąść do napisania recenzji, gdy Duża Władzia oznajmiła emfatycznie na naszej tajnej, zaszyfrowanej, mającej serwery na Vanuatu skrzynce pocztowej: „EJ…ZOSTAŁO JEDNO!”. No dobrze – w chwili gdy do kołobrzeskiego portu płynie kolejna formacja kontenerowców z najgorętszym (póki co) kawowym gadżetem 2018 roku na pokładzie – zapraszam do zapoznania się z efektami rekonesansu.
Firma Fellow znana jest z produkcji designerskich, zgrabnych czajniczków do parzenia kawy. Z początkiem tego roku wypuściła natomiast na rynek Prismo – nakładkę do Aeropressu, której zadaniem jest tchnąć w poczciwą strzykawkę supermoc. A ma nią być ekstrahowanie naparów przypominających w smaku espresso. Czy wobec tego, za sprawą małego, okrągłego kawałka tworzywa zaleją nas za moment oferty z używanymi Stradami i Synesso w stanie igła, panie, Niemiec tylko na osmozie używał i tylko w weekendy?
Nie, nie wzrośnie. Ale nie o to chodzi. Nikt o zdrowych zmysłach nie podejrzewa, że maszyny w cenach porównywalnych nieraz do samochodów niezłej klasy ustąpią technologicznie miejsca gumowemu kółku. Zresztą umówmy się – tak, jak oscypek wchodzi najlepiej podczas trekkingu po Kościeliskiej, tak najlepsze espresso dostaje się w ulubionej kawiarni, z gołej kolby i najlepiej przy barze.
Po co w takim razie bawić się w Fellow Prismo? Okazuje się, że przyrządzona według instrukcji dołączonej do opakowania kawa jest… naprawdę dobra. Mało tego, ośmielę się nawet rzucić, że jest dla mnie lepsza, niż napar z kawiarki!
Oto szybka instrukcja parzenia:
Rozgrzej Aeropress z zamontowaną końcówką gorącą wodą.
Zmiel 20 gramów kawy tak, jak pod espresso (drobno).
Wylej wodę z Aeropressu, wsyp do niego kawę i wlej 50 – 60 mililitrów wody o temperaturze 96-98 stopni Celsjusza.
Mieszaj intensywnie przez 10 sekund.
Załóż tłok i gdy stoper pokaże minutę – przeciskaj prosto do filiżanki!
Przygotowywane w ten sposób kawy miały wysokie, oleiste body. Były słodkie, ale też intensywne, skoncentrowane. To, co różniło je od kaw parzonych poprawnie w kawiarce, to większa czystość oraz bardziej złożona, ciekawsza kwasowość. Kurczę, mincik! Coś pomiędzy espresso a dobrym dripem. Na powierzchni majaczyła się, gdy dobrze się przyjrzeć, jakaś taka pra-crema. Choć nie wykluczam, że posiadacz ponadprzeciętnie rozbudowanego bicepsa będzie w stanie wydobyć więcej pożądanej przez wielbicieli klasyki pianki.
Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem okazało się połączenie przygotowanego w ten sposób niby-szota-niby-nie ze spienionym mleczkiem. Esencjonalność naparu była na tyle duża, że nie pozwoliła smakowi ziaren zgasnąć nawet w 150 mililitrach mleka. Takie kapuczinko w domu to rozumiem.
Prismo składa się z dwóch części – metalowego sitka z otworami o średnicy 70 mikronów oraz głowicy z zaworkiem, który zapobiega przeciekaniu ekstraktu z Aeropressa do filiżanki przed zaplanowanym przeciskaniem. Czyszczenie sprzętu nie stanowi więc najmniejszego problemu. Cóż więcej stukać w klawiaturę – smaczne, domowe i co ważne – budżetowe – „espresso” w dwie minuty? Poproszę.
Podczas testu korzystałem z następujących kaw:
- Etiopia Sasaba, Bonanza Coffee, Berlin
- blend Yellow Republic, Coffee Republic, Warszawa
Dziękuję warszawskiej kawiarni Stor za udostępnienie przestrzeni do figli.
A na koniec, jeśli tak jak ja macie jeszcze spory niedosyt z zabawą z nową nakładką , to możecie spróbować swoich sił i wypróbować inne przepisy na kawę z użyciem Fellow Prismo. Powodzenia!