Kwiecień plecień, bo przeplata – takimi słowami można określić nie tylko aktualne zjawiska pogodowe, ale też to, co będzie się działo w tym miesiącu w związku z naszymi propozycjami herbat dla Was! Jak zwykle przygotowaliśmy dwie pozycje – tym razem jedna bardziej zimowa, a druga ewidentnie bardziej letnia. Tak, żebyśmy pozostali przy przysłowiowym przeplataniu, jak to w kwietniu. A co dokładnie znajdziecie w każdej z nich?
Vintage Teas – Dimbula
Na początek klimaty bardziej zimowe, tak, żeby podkreślić fakt, że kalendarzowo ta pora roku już się skończyła. Myślami wracamy do niej tylko wtedy, kiedy przez temperatury na zewnątrz sięgamy po ciepłe koce i ulubioną herbatkę na rozgrzewkę. Jeśli dołożymy do tego ulubioną książkę, to mamy komplet jak z jesienno-zimowego obrazka! Dopóki swój czas wolny musimy spędzać w domu – dlaczego nie pokusić się na taką porcję komfortu? To nie do końca moje klimaty, ale Wam życzę takich wieczorów jak najczęściej!
Ale do rzeczy! Pierwszą herbatą jest propozycja od Vintage Teas o nazwie Dimbula. Jest to, jak to opisuje producent, „ozone friendly pure Ceylon tea”, czyli czarna herbata prosto z Cejlonu!
Co ciekawe, przy jej produkcji nie używa się bromometanu – pestycydu mającego negatywny wpływ na warstwę ozonową. Więc nie dość, że możemy się cieszyć bardzo dobrym naparem, to jednocześnie nie robi on kuku naszej i tak już pokrzywdzonej Ziemi.
W chwili, kiedy próbowałem tej herbaty, na myśl przyszła mi bardzo elegancka klasyka czarnych herbat. Nienapastliwa, z niską tanicznością, słodka i długa, taka, jaka chciałbym, żeby była każda czarna herbata na świecie. W aromacie szczególnie ukazują się nuty drewniane z lekką domieszką gorzkiej czekolady. Natomiast smak to bardzo podobna historia, która daje nam słodycz maślanego ciastka i jego posmak, połączony z nutami, o których wspomniałem w aromacie.
Tu pojawi się pewnie pytanie: co zrobić, żeby uzyskać właśnie taki efekt? Receptura jest bardzo prosta – stosuję jedną i tę samą od dłuższego czasu i do tej pory jeszcze ani razu mnie nie zawiodła! Co to za receptura? A no taka, że używamy 2 g herbaty na każde 100 g wody. W przypadku tej herbaty temperatura wody, jakiej użyłem, to 96 stopni Celsjusza. Czas parzenia wyniósł około 3 minuty.
Producent na etykiecie doradza też spróbowanie tego naparu z mlekiem i cukrem, czyli w niczym innym jak w formie bawarki. Ja spróbowałem i przypomniały mi się wtedy lata młodości, kiedy nałogowo piłem ten zacny trunek. Może i dla Was będzie to miła, sentymentalna podróż. A jeśli nie bawarka, to sama herbata w klasycznej wersji dostarcza zupełnie nowych doznań, ze względu na niesamowitą jakość bazy w Vintage Teas.
Solberg&Hansen – Goji Acai
Tyle jeśli chodzi o klasykę – teraz przeplećmy swoje kubki smakowe zapowiedzią ciepłych dni!
Jest taka firma, która w Norwegii narobiła całkiem dużego zamieszania jeśli chodzi o kawę. Miałem też okazję poznać kilku jej pracowników na jednym z międzynarodowych eventów i, pomimo mrocznego fontu na opakowaniach produktów, trudno znaleźć bardziej pogodnych ludzi! Oczywiście mam na myśli palarnię kawy Solberg & Hansen. Tak, dokładnie – palarnię kawy. Jak sam często powtarzam – nie samą kawą człowiek żyje, i tak samo jest w przypadku naszych przyjaciół z Norwegii. Jedną z gałęzi ich działalności jest tworzenie przepysznych herbat. I właśnie jedna z herbat od Solberg & Hansen jest naszą herbatą miesiąca!
Goji Acai to zielona herbata, do której dodano takie składniki, jak: hibiskus, skórka owocu dzikiej róży, kawałki jabłka, jagody goji, maliny i acai. Już przy otwarciu paczki czuć przyjemny, rześki aromat suszu, który swoją owocowością wypełnia przestrzeń. Przywołuje wspomnienia lata i świeżo zebranych z grządki owoców.
Jeśli chodzi o recepturę, jaką kierowałem się parząc tę herbatę, to znów nie spodziewajcie się fajerwerków – standardowo stosowałem 2 g suszu na 100 g wody. Jedyne, co zmienia się w tym przypadku, to temperatura wody. Dla zielonej herbaty jest to około 80 stopni Celsjusza. Wyższa temperatura mogłaby przeparzyć nasz susz i dać bardzo nieprzyjemne efekty smakowe. Czas parzenia to około 2,5 minuty.
Przy okazji zachęcam Was, żebyście eksperymentowali z Waszymi naparami i szukali swojego złotego środka. Prawie wszystkie chwyty są dozwolone, a to, co macie w kubku, to jest tylko i wyłącznie Wasza sprawa. Herbata ma smakować przede wszystkim Wam! Ale – nie to jest tematem moich wypocin. Wracamy do naparu.
Tak, jak bardzo orzeźwiający był jego aromat, tak samo smak mnie nie zawiódł. Kompozycja smakowa zielonej herbaty, która łączy się ze smakiem malin i jabłek, daje nam bardzo przyjemne, orzeźwiające i delikatne wrażenia smakowe. Rześkości dodaje kwasowość tej herbaty – stanowi ona bardzo przyjemną pozycję na letnie upały. Śmiało możemy wykorzystać tę herbatę do zrobienia cold brew. Proste w przygotowaniu, a jednocześnie niesamowicie pyszne!
Jedyne co pozostaje, to Wasz wybór – czy chcecie wrócić do przyjemnych, spokojnych wieczorów z rozgrzewającą zawartością ulubionego kubka, czy wyglądacie już w stronę lata, z długimi posiedzeniami w ciepłe wieczory z orzeźwiającymi napojami w szklance? Może najlepiej zaopatrzyć się w obie i przeplatać je zależnie od warunków za oknem?
No to ja Wam życzę smacznego!