“To był maj, pachniała Saska Kępa” i… kto odzyskał węch i smak, ten też będzie czuć zapach tego miejsca – i innych miejsc, które według najnowszych doniesień, a piszę ten artykuł wkrótce po usłyszeniu planu odmrażania gospodarki, będą wracać powoli do normalności. Jako herbaty maja przygotowaliśmy dla Was mieszanki bardzo intensywne w aromacie i smaku, tak, żebyśmy mogli się nimi zachłysnąć, ciesząc się bezgranicznie z tego, co nam dają w swoim spektrum. Przejdźmy do recenzji, nie przedłużając już wstępu – co bardzo lubię robić i co teraz też robię trochę świadomie, a trochę mimo woli.
Taki mój urok.
Dobra, już kończę.
Serio.
Dworzysk – Na zdrowie
Na pierwszy strzał wziąłem totalną petardę smaku i aromatów, zamkniętych w małej, ale jakże pojemnej puszce. Marka Dworzysk przygotowała niesamowitą mieszankę ziół, którą nazwała “Na zdrowie”, co w obecnej sytuacji jest sprawą najważniejszą, i czego wszystkim życzę bez granic. Mieszanka ta, to kompozycja składająca się z owocu dzikiej róży, kwiatu lawendy, bazylii, płatków dzikiej róży i mięty pieprzowej. Idąc za tym, co producent przekazuje nam na opakowaniu – lawenda wraz z bazylią łagodzą objawy zmęczenia, owoce dzikiej róży są bogatym źródłem witaminy C i wzmacniają nasz organizm, a całość kompozycji ma wpływać łagodząco na układ nerwowy i pokarmowy, a także wspomagać krążenie i odporność.
Czytając te informacje czułem już, że to będzie przepyszna kompozycja. No i jak pomyślałem, tak też było. Zaraz po otwarciu puszki uniósł się niesamowity, co ważne – naturalny, aromat lawendy, który wypełnił całe pomieszczenie. Aby jak najdłużej pić ten napar i cieszyć się jego smakiem, postanowiłem zaparzyć go w kubku Pro Tea 450 ml od Loveramics. A zaparzyłem go zgodnie ze standardową recepturą, którą stosuję od momentu, w którym dostałem możliwość pisania dla Was artykułów o herbatach. Użyłem 2 g suszu na 100 g wody (w tym wypadku 8 g na 400 g), a temperatura wody, jakiej użyłem, to 100 stopni Celsjusza. Po zalaniu suszu przede wszystkim uniósł się znów aromat lawendy, w kombinacji z przyjemną rześkością owocu dzikiej róży. Pięć minut parzenia i dodatkowe 5 minut, co by poczekać, aż herbatka będzie gotowa do picia. Zgodnie z moimi przeczuciami – było przepysznie. Przede wszystkim, na ciepło dominował smak lawendy i owocu dzikiej róży, zostawiając bardzo przyjemny, orzeźwiający posmak bazylii. Z czasem herbata nabierała jeszcze większej rześkości. To, co zachwyciło mnie, gdy całkiem wystygła, to fakt, że smak owocu dzikiej róży wraz z posmakiem mięty pieprzowej zostawiały bardzo długie, odświeżające i jednocześnie bardzo słodkie doznania, których długo nie zapomnę.
Brown House & Tea – Darjeeling
Na drugi ogień poszła klasyka, której fanem będę do końca swoich dni. Brown House & Tea to marka, która opisuje swoje działania jako całkowicie fair dla ludzi i Ziemi, jak również bezkompromisowe jeśli chodzi o jakość. To by się zgadzało, sądząc po herbatach, które miałem okazję testować wcześniej, i tej, która jest naszą herbatą miesiąca!
Herbata, którą chciałbym Wam przedstawić, to Darjeeling, a co więcej – są to liście z pierwszego zbioru! To daje nam gwarancję wysokiej jakości. Ta herbata z indyjskiego regionu Darjeeling już po otwarciu opakowania dała bardzo przyjemny rześki aromat wiosennych kwiatów.
Tym razem postawiłem na zaparzenie herbaty w urządzeniu Hario Largo Tea Dripper, żeby sobie ją spokojnie przepuścić do serwera, a następnie sączyć z czarki Dale Harris od Loveramics. Użyłem tej samej gramatury, jak w wyżej opisywanym przypadku, natomiast temperatura wody, jakiej użyłem, to 90 stopni Celsjusza. Czas parzenia wynosił 2 minuty, a do tego kolejne 8 minut, aby poczekać aż herbata ostygnie i będzie dobra do picia. Co na samym wstępie zachwyciło po jej zalaniu, to niesamowity aromat skórki pomarańczowej i ciasteczek maślanych, który nęcił mnie do tego, abym czym prędzej spróbował tego naparu.
Z tyłu głowy miałem jednak świadomość, że lepiej chwilę poczekać, co by się po pierwsze nie poparzyć, a po drugie móc jak najdłużej cieszyć ciepłym aromatem unoszącym się znad serwera. Po około 10 minutach od końca zaparzenia herbaty wziąłem się do picia. I tak, jak aromat mnie opętał swoim słodkimi nutami, tak samo było w przypadku smaku naparu. Pojawiły się w nim nuty skórki pomarańczy, trochę skórki limonki i maślanego ciasteczka. Natomiast posmak przypominał mi szlachetną czekoladę deserową.
Ta kompozycja, która jest niesamowicie złożona, pełna, słodka, czysta i pozostająca długo na języku, to na pewno pozycja dla tych, którzy szukają klasyki, która może i zawsze się obroni, ale w tym wypadku wzniesie nas na wyżyny jakości i przyjemności!
Tymczasem życzę Wam udanego maja, który wreszcie może przyniesie trochę normalności. Mam nadzieję, że czas szybko minie i spotkamy się w naszym kawiarnianym ogródku, a chwilę później w lokalu!
Dbajcie o siebie!
Wasz Świdi