Marzec, miesiąc, w którym wszystko na nowo rodzi się do życia, miesiąc, w którym bezkarnie utopimy marzannę, miesiąc, w którym przychodzi najdelikatniejsza pora roku ze wszystkich, i która gdzieś tam głęboko w naszej świadomości niesie nadzieję, że za chwil kilka wrócimy do normalności. Skoro już się tak rozmarzyliśmy, to czas wspomóc te marzenia dwoma nowymi herbatami miesiąca! Będzie czarno-biało jak nigdy. Dlaczego? Bo przed nami właśnie te dwa rodzaje herbat!
Just T – Sunrise Breakfast
Zacznijmy od klasyki, czyli od herbaty czarnej. Jest to propozycja od marki Just T, która przygotowała dla nas serię ekologicznych herbat wysokiej jakości. Marka jest znana z tego, że dba o środowisko naturalne poprzez wspieranie np. projektów sadzenia drzew, zbiórek plastiku, a to, co wychodzi z ich stajni posiada certyfikaty FSC, Organic, Rainforrest Alliance, Fairtrade czy też UTZ! Opakowania herbat, torebki i sznurki są w pełni biodegradowalne.
Mówiąc ściślej, możecie w tym miesiącu razem ze mną przetestować herbatę Sunrise Breakfast, która od razu po otwarciu paczki zachęca swoim wiosennym aromatem. Świeżo ścięta trawa, nuty siana i bardzo delikatnie wyczuwalna nuta alkoholowa tworzą fantastyczną kompozycję aromatyczną dla tych, którzy lubują się w klasyce herbat. Nic dodać, nic ująć. Lepsze wrogiem dobrego.
Ale przejdźmy do smaku tego naparu. Herbatę zaparzyłem w proporcji 2g herbaty na 100g wody. Temperatura wody, jakiej użyłem, oscylowała wokół 96 stopni Celsjusza. Jeśli chodzi natomiast o czas parzenia naparu to było około 5 minut, tak aby wyciągnąć z herbaty jak najwięcej smaku. I w moim wypadku jak najbardziej się to sprawdziło. Pierwszy łyk zaskoczył mnie intensywną, słodką, trawiastą nutą – tym, którzy lubią przede wszystkim orzeźwienie w herbacie, ewidentnie przypadnie do gustu właśnie ten element naparu! Smak dalej rozchodził się po języku podbijając wcześniej wspomnianą alkoholową nutę, która przypominała mi beczkę po bourbonie. Bardzo ciekawie, można powiedzieć, wierciła się ta nuta po języku, przechodząc w bardzo słodki finisz, który został ze mną na długi czas i nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Po tym doświadczeniu postanowiłem po prostu zrobić sobie kolejny kubek tej czarnej herbaty…
Or Tea? – Lychee White Peony
Z klasyki musimy przeskoczyć do czegoś, co mnie absolutnie zaskoczyło i pochłonęło bez końca swoim przyjemnym smakiem i porwało w otchłań letnich naparów, ciemnych okularów i krótkich spodenek!
Przeciwległym lądem w naszej herbacianej podróży jest propozycja od marki Or Tea?, która to pochodzi z Chin (a konkretnie z Hong Kongu) i produkuje herbaty właśnie tego pochodzenia.
A co mnie najbardziej kręci w chińskich herbatach? Przede wszystkim ich rześkość i delikatność.
Po otwarciu tej niezwykłej różowej puszki uwolniło się wszystko, co delikatne – aromat polnych róż, do tego cytrusowa nuta liczi, a dopełnieniem był delikatny zapach białej herbaty, przypominający świeżo ściętą trawę. Rozpłynąłem się w myślach o sezonie letnim, ale nie chcąc, by myśli o samej herbacie uciekły, szybko przysiadłem do ich spisania.
Jeśli chodzi o gramaturę suszu, jakiej użyłem do parzenia tego napoju, była ona taka sama jak przy większości testowanych herbat, czyli 2g suszu na każde 100g wody. Temperatura wody dużo niższa niż w przypadku wyżej wspomnianej czarnej herbaty, bo użyłem wody o temperaturze 80 stopni Celsjusza, która jest zalecana do parzenia właśnie białych herbat. Czas parzenia wynosił około 6 minut. No i to były jedne z najdłuższych 6 minut tego dnia. Nie mogłem się doczekać aż spróbuję tej herbaty. W końcu dylatacja 6-minutowego czasu oczekiwania na zaparzenie dobiegła końca i mogłem wziąć się do roboty.
I tak jak aromat mnie zachwycił, smak mnie również porwał. Przede wszystkim, pierwsze skrzypce grają tu kwiatowe nuty. Róże i magnolie bardzo aksamitnie rozlały się po całym moim aparacie smakowym, aby na nim wyłożyć swój film i zostawić bardzo długie, słodkie i rześkie wspomnienie. Niesamowicie słodka i prosta kompozycja, której zdecydowanie niczego więcej nie trzeba.
Tak oto, obie te herbaty były tak dobre, że nie mam pojęcia, co więcej o nich napisać. Chyba po prostu zaparzę je sobie, spakuję do termosów, wezmę rower i pojadę szukać wiosny, która zbliża się do nas wielkimi krokami i mam nadzieję, przyniesie oddech po ostatnim ciężkim roku. Ale dosyć smęcenia!
Macie przed sobą do wyboru czerń i biel, dobro i dobro w tym wypadku. Dwie pozycje, które idealnie się wpasują w coraz dłuższe dni, które odkryją nas wreszcie z kocyka na rzecz korzystania z życia!
Cokolwiek nie wybierzecie – gwarantuję, będzie pysznie!
A tymczasem trzymajcie się mocno i dzielcie się radością ze światem,
Wasz Świdi