Są takie dni gdy wiesz, że zaraz coś się wydarzy. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie się działo i to nie byle jak! Są chwile kiedy włosy (w moim wypadku broda) stają dęba! Wtem dzwoni telefon, na wyświetlaczu nieznany numer… odbieram niepewnie, na szczęście w słuchawce znany głos. Mówi piskliwym szeptem, tak jak mówią to tylko ludzie, którzy coś ukrywają, mają tajne informacje albo są rudzi. Tak…
…Zadzwoniła Ruda (pozdrawiam i całuję Karolinę Kosno!). Owy głos mi tylko powiedział:
„Ej Świder, bo wpadłam na pomysł (…). Napisz jak się fajnie pracuje w kawiarni, ale nie za słodko i tak żeby było jak faktycznie jest.” (Piskliwym Szeptem Dzwoniąca Karolina Kosno)
No to teges, no to tego… To napiszę: No jest fajnie i polecam każdemu pracę w kawiarni.
Dziękuję za uwagę.
Za krótko
Nie no, dobra, tak krótko nie mogę pisać o czymś co zaprząta mi nieustannie głowę. Gdzieś pomiędzy próbami spłodzenia swojej własnej muzyki, odwożenia Patrycji (mojej przyszłej żony) do i z pracy (<3), koszeniem trawnika, grabieniem trawnika, odśnieżaniem (tak kiedyś była w Polsce zima), bieganiem, wyprowadzaniem psa ze schroniska, pomocą rodzicom w domu ile tylko można… Ale zawsze między tym wszystkim albo w trakcie wszystkiego pojawia się kawa – ta kawa, którą poznałem właśnie dzięki temu, że ponad dwa lata temu zostałem baristą.
Dziś wiem, że dalej chcę brnąć w tym kierunku jeszcze głębiej, poznawać coraz więcej i siorbać kawę jeszcze głośniej! Możecie teraz pomyśleć, że niezłe ze mnie prosię skoro siorbię kawę. Odpowiem no cóż – swój swojego pozna.
A całkiem poważnie – zostań baristą to zrozumiesz. Tym sposobem przechodzimy do meritum tekstu – jak zostać baristą i jak wygląda praca baristy.
Moja historia…
Moja historia jest całkiem śmieszna, bo kilka lat temu złożyłem aplikację na inne stanowisko do tej samej firmy, w której jestem. Niestety los – w postaci właścicieli firmy – chciał, że ktoś inny dostał się na to stanowisko, na które ja startowałem. Wtedy postanowiłem, że zgodnie z wykształceniem zacznę pracę w hotelu i w tym kierunku będę brnąć. Tak musi mi być dobrze – prawda była inna. Po jakimś czasie męczarni w biurokrakcji i małomiasteczkowych układzikach politycznych, straciłem pracę… Jednak nie minęło kilka tygodni, kiedy na fejsbuczku dostałem wiadomość od tej samej osoby, która dostała się na stanowisko w Coffeedesk, na które ja startowałem wraz z nią.
Władziu w tym momencie Cię całuję i ściskam bo jesteś matką chrzestną mojego sukcesu jakim jest znalezienie swojej drogi zawodowej!
No i Władzia mnie pyta:
„Ej Świder chcesz zostać baristą?” (Pytająca Władzia)
Moje zdziwienie nie miało końca, bo jak to ja?! Przecież zero doświadczenia w gastro, zero w pracy w obsłudze bezpośredniej ludzi, co więcej – ja nie piłem w ogóle kawy! Odpowiedź padła jedna – to nic, najwyżej będziesz specem od kawy. Nie miałem nic do stracenia. Zakładałem, że popracuję miesiąc i wrócę do swojego zawodu. Jednak prawda była zupełnie inna – z każdym kolejnym łykiem każdej kolejnej kawy, coraz bardziej się nakręcałem. Z każdym kolejnym udanym serduszkiem na latte coraz bardziej chciałem malować. Kiedy serduszka zamieniały się w rozety, kiedy każdy kolejny drip pozbywał się skutecznie goryczki. Postanowiłem jedno – zostaję, nie ruszam się, nigdy nie opuszczę kawy.
Dlatego jeśli nie macie doświadczenia w byciu pracownikiem gastronomii, nie znasz się na kawie, w życiu poza naciśnięciem guzika w eskpresie automatycznym nie robiliście kawy, a Waszą ulubioną kawą jest czarna z mlekiem i trzema łyżeczkami cukru – nie zostaje Wam nic innego jak złożyć CV do kawiarni speciality i zostać baristą.
Że co?
Na pewno teraz pukacie się w głowę, bo piszę same zaprzeczenia. Ale to one są tym powodem, dla których wchodząc do królestwa aromatów, smaków i ekstrakcji jesteśmy czystą kartą, którą zapisuje się tak, jak Zenek Martyniuk zapisał karty historii disco polo!
W takim razie co nas czeka kiedy zaczniemy być już tym rzeczonym baristą? Na pewno nie, jak nazwa sugeruje, chodzenie po barach, chociaż w sumie… nieważne. Na pewno musimy się przyzwyczaić do tego, że co któryś dzień, albo kilka dni z rzędu nie pośpimy za dużo w wygodnym łóżeczku i nie będziemy wyglądać tak pięknie po przebudzeniu, jak panie na reklamach podpasek. No sorry, ale nie. Nierzadko poranek zaczyna się już o 5:30 żeby wstać, ogarnąć się i pójść/pojechać do pracy. Oczywiście pamiętajcie – piszę na podstawie doświadczenia z kawiarni Coffeedesk w Kołobrzegu. (Dojeżdżając z Warszawy, będziecie musieli wstawać pewnie koło północy. Przyp. Red.)
Wchodzimy do lokalu, odpalamy młynek i ekspres. No i dzida. Pierwsze zajęcia są typowo fizyczne – poprzenosić rzeczy z wieczornego sprzątania na swoje miejsce. Wystawienie czego trzeba tam, gdzie być powinno (stoliki, poduchy, pufy, krzesełka, popielniczki…). Następnie są zajęcia taneczne – kto co bardziej lubi, czyli albo tańczymy tango z odkurzaczem, albo polonez z mopem. Rama trzymana i tu i tu – nic tylko wystartować w tańcu z gwiazdami. Następnie wypada przygotować całą ofertę kawiarni – kanapeczki pyszne, z mięskiem, bez mięska i pomiędzy mięskiem a jego brakiem sałatunię, wszystko co ma być dodatkiem do kawy, albo odwrotnie. Ciasta też wypada ogarnąć, bo jak to, kawunia bez ciasteczka?! Czyli wystawiamy piękne wypieki na widok publiczny – przecież najpierw jemy oczami. Wypada też, jeśli naprawdę dbamy o jakość naszej kawy, najpierw zmierzyć chociażby PPM wody, czy nie ma za dużo bądź za mało minerałów w sobie, aby kawa smakowała przynajmniej bardzo ale to BARDZO dobrze.
Trenindżek
Jeśli już mamy wszystko ogarnięte co wcześniej zostało wymienione, to przystępujemy do robienia kawy. Mielenie, dozowanie, ubijanie, parzenie, próbowanie – powtórz pięć razy aż się upewnisz, że kawa smakuje tak, jak powinna i że wszystko w niej gra. Czy przed chwilą jeszcze ktoś w lokalu był senny? Teraz może o tym zapomnieć, bo espresso krąży już organizmie, jak ochroniarz krąży po supermarkecie.
Kolejną rzeczą jest najczęściej codzienność baristy – mielenie, dozowanie, ubijanie, podawanie lub mielenie, dozowanie, polewanie, próbowanie podawanie, lub mielenie, dozowanie, ubijanie, podawanie malowanie… Wszystko w zależności od tego, czy działamy przy ekspresie lub przelewamy alternatywki. Do tego dochodzi oczywiście polecanie, opowiadanie, zachęcanie, rozmawianie, podawanie – wszak kawiarnia to nie tylko kawa! To cała gama dodatków i smaków, które wokół nas krążą.
Taki stan może trwać przez kilkanaście godzin na dzień! Czyli stajemy się atletami, bo nasze nogi i plecy stają się żelazne w wyniku takiego treningu!
Do tego oczywiście dochodzi multum innych obowiązków związanych z życiem i czystością kawiarni, którą jej pracownicy często pracują jak drugi dom. Chyba nikt nie chce żyć w zasyfionym domu. Dlatego sprzątamy, układamy, przekładamy, działamy, poprawiamy ile wlezie – musimy dobrze się czuć w miejscu pracy, ale przede wszystkim jest druga strona – nasi goście. Od nich dużo zależy, jak dobrze będziemy zarabiać i nie ma co ukrywać, przede wszystkim to my jesteśmy dla naszych gości, a nie oni dla nas. Dlatego bycie baristą to nie tylko spijanie szocików, parzenie kawki i jej podawanie. Bycie baristą to też bycie komikiem, romantykiem, terapeutą,DJ-em, podrywaczem, życiowym przewodnikiem, marzycielem, bajkopisarzem, wodzirejem, chodzącą encyklopedią, chodzącą cierpliwością i tak dalej… My jesteśmy dla gości, ale goście często przychodzą właśnie dla nas do lokalu, a dodatkiem do tego jest ulubiony napój pobudzający.
Nie zawsze jest to łatwe. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo mieć gorszy dzień, bo coś mogło się nam przytrafić. Lokale takie jak nasz są miejscami, gdzie dzięki atmosferze, którą tworzymy stają się dla nas drugim domem, miejscem gdzie możemy się skupić na pracy i tych co są wokół nas, a problemy powinniśmy zostawić jak najdalej od nas.
Po całym dniu, trzeba posprzątać po sobie. Myjemy ekspres, czyścimy urządzenia z których korzystaliśmy, układamy wszystko tak, aby na następny dzień nie zaczynał się od wielkiego zmywania, ale od wielkiego otwarcia. Oczywiście przedstawiłem typowo pracownicze fakty z życia baristy. Jest jeszcze kilka aspektów tego, jak dobrze jest móc pracować w kawiani.
Ciąg dalszy…
Po pierwsze ludzie. Nie musimy wszystkich od razu kochać, ale z częścią z nich jesteśmy się w stanie zakumplować, a z niektórymi zostajemy przyjaciółmi. Dwa – szkolenia – codzienne próbowanie kawy i innych rzeczy, to ciągłe poprawianie swojej sensoryki. Powstaje też coraz więcej ośrodków szkolących baristów, dzięki którym rozwijamy swoje umiejętności, a im więcej kompetencji tym na przyszłość lepiej.
Po trzecie, wyjazdy i eventy. Ech! Dużo pracy, ciężkiej pracy, do późna, do rana. Rozumiecie… Poza tym, społeczeństwo speciality coffee w Polsce i na świecie stworzyło bardzo fajną komunikację między sobą, przez co tworzymy jedną wielką rodzinę. Wiem, że w każdej rodzinie nie zawsze jest kolorowo, ale przy kawie wszelkie spory są łatwiejsze do rozwiązania.
Czwartą sprawą są mistrzostwa, zawody (byle nie miłosne) i konkursy! Podobnie jak na eventach, w trakcie przygotowań jest bardzo dużo pracy, zmęczenie niekiedy sięga zenitu. Litry wypitej, przelanej i wylanej kawy, godziny męczarni, nadwyrężone nadgarstki od dzbanków do mleka i czajników do alternatywki… Wszystko tylko po to, aby stanąć na scenie przed jury (często międzynarodowym więc weryfiujemy przy okazji nasze umiejętności językowe) na kilkanaście minut.
Możemy być dla siebie takim antywirusem, który wychwytuje błędy popełnione czy to przy pracy, czy to właśnie podczas występu, co później wpływa na naszą motywację do dalszego działania i nawet mimo zdarzających się niepowodzeń, daje nam pozytywnego kopa żeby stać się jeszcze lepszymi baristami pod każdym względem. Do tego oczywiście dochodzą oficjalnie i nieoficjalne spotkania przy… kawce. Naprawdę wyjazd na zawody potrafi zmęczyć, ale dzięki temu zaraz po powrocie zyskujesz milion czerwonych powiadomień na fejsiku, że osoby, które gdzieś tam ponoć podczas spotkania rozmawiały z Tobą, chcą Cię dodać do grona znajomych. Splendor i sława!
Mówiąc skrótem, bycie baristą to jak bycie Power Rangers (Pozdro Krycha!). Zamiast super zegarka na dłoni, dzięki któremu przemieniasz się w wojownika, wojujesz w fartuchu z kolbą od ekspresu albo z czajnikiem. Ruszasz na ratunek niewyspany i czasem łączysz się z Zordonem (często są to po prostu znajomi z pracy), który dobrze doradzi co poprawić w Twojej pracy.
Poza tym bycie baristą to bezstresowe życie – bo co możesz popsuć? Kawę bo będzie za gorzka? Ok, może i tak, ale zawsze możesz powiedzieć magiczne słowo „przepraszam” i obiecać coś w zamian lub zapewnić, że następny raz będzie ten błąd poprawiony do granic wszelakich umiejętności. Dlatego polecam każdemu, przynajmniej przez kilka miesięcy doświadczyć tego, co ja doświadczam od kilku lat i dalej sprawia mi to nieprzerwaną radość.
Pozdrawiam i zapraszam Was do Kołobrzegu,
Świdroni co brzmi jak negroni, a pisałem Wam już o eventach… A jak nie wiecie, co to negroni to polecam najpierw sprawdzić w słowniku, a potem spróbować.