Czyli jak pogodzić potrzebę kolby i espresso z pragnieniem automatu i cappuccino?
Ile razy jest tak, że w jednym domostwie spotykają się dwa współżyjące ze sobą byty, które tworzą idealny związek, a jednocześnie nie potrafią się zrozumieć w bardzo prozaicznych kwestiach? No chyba tylko na social mediach istnieją związki idealne. Rzeczywistość jest, jaka jest i musimy się z nią mierzyć.
No i tak oto mogą się w jednym mieszkaniu spotkać coffee geek, który kupuje wszystkie najnowsze, najbardziej gadżeciarskie akcesoria dostępne na rynku. A największym marzeniem takiego geeka oczywiście jest ekspres kolbowy, aby by mógł się czuć jak ten miły Pan hipster, który mu codziennie smaży espresso w ulubionej kawiarni. Natomiast obok niego często czai się partner lub partnerka, która chce mieć zajmujący małą ilość miejsca ekspres, który zrobi za nią wszystko, będzie ładnie wyglądał, no i jego konserwacja będzie się kończyć przede wszystkim na przyciśnięciu guzika, a magia wykona się sama. I do tego jeszcze zrobi przepiękne latte macchiato, gdy goście przyjdą szybciej niż mąż (lub żona) który/a najpierw będzie opowiadać wszystkim jakiej kawy używa, ile jej gramów wykorzystuje, jakie ma ratio i czas ekstrakcji, a następnie gdy jego flavour okaże się niezadowalający, będzie godzinę przestawiać młynek.
Czy da się połączyć te dwa światy?
Czy taki związek ma szansę na przetrwanie?
Czy istnieje iskierka nadziei, że kawa przestanie poróżniać ludzi?
Pewnie nie ale warto próbować i szukać porozumienia.
Gdybym ja miał ten problem w domu postawiłbym na wspólne spędzanie czasu i swojego rodzaju stworzenie ze wspólnego parzenia kawy swoistego rodzaju rytuału, przy którym priorytetem jest to, by robić rzeczy razem, a kwestie sporu między hipsterstwem i jakością, a potencjalną wygodą zostawić na boku.
Rozwiązanie 1 – kawiarka
Myślę, że rozwiązaniem na te bolączki może być rozwiązanie najprostsze, czyli kawiarka. Dlaczego tak myślę?
A to po pierwsze dlatego, że kawiarka da nam napar najbardziej przypominający espresso. Intensywna gęsta, aromatyczna i przede wszystkim łatwa w przygotowaniu kawa da nam rezultat bardzo podobny do tego co mili Panowie i miłe Panie zza baru przygotowują nam z takim namaszczeniem.
Po drugie – obsługa kawiarki jest banalnie prosta i proces jej konserwacji również. Przecież zasypanie sitka kawą bez konieczności ubijania jest zajęciem, które nie wymaga od nas większego poświęcenia. Postawianie na palniku – umówmy się, to potrafi każdy. Czyszczenie pod bieżącą – codziennie (a przynajmniej mam taką nadzieję), tak właśnie czyścimy owoce i warzywa na jedną z 5 zalecanych ich dziennych porcji.
A co jeśli chcemy zrobić kawkę mleczną?
No to, że nie ma rzeczy niemożliwych rozwiązaniem na tą bolączkę może być espresso przygotowane w kawiarce i mleko spienione w spieniaczu chociażby w french pressie. O sposobach na domową piankę pisaliśmy tu.
Kawiarka jest rozwiązaniem mobilnym, czyli jeśli mężowi chce się espresso na łonie natury, wystarczy źródło ognia (palnik czy też ognisko), kawa i trochę filtrowanej lub niskozmineralizowanej źródlanej wody.
Idąc dalej, dlaczego stawiam na kawiarkę? Części zamienne są tanie, a jej naprawa zazwyczaj nie wymaga szarpania się z wysyłką ekspresów o większych gabarytach do serwisów, gdzie czas oczekiwania na naprawę może być różny, w zależności od stopnia uszkodzenia maszyny.
No pojawia się też aspekt zero waste – zużyte kawiarki wyglądają bardzo dobrze jako doniczki! (Tutaj pozdrawiamy Oliwię i jej półki w coffeedeskowym biurze!)
I żona ma uciechę, że będzie mieć gdzie posadzić swoje kwiatki i mąż będzie mógł z sentymentem patrzeć i wspominać ile ta kawiarka zrobiła dla niego pysznych kaw.
Generalnie życie uczy nas szukania kompromisów i warto ich szukać.
A o kawę nie warto się sprzeczać bo właśnie ona ma łączyć, a nie dzielić.
Rozwiązanie 2 – Moccamaster
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że z moją żoną mieliśmy podobny konflikt – ja fan V60, nie ma lipy tylko dripy, a moja żona miłośniczka chemexa, jego czystości i delikatnego smaku. Rozwiązaniem na nasze bolączki był Moccamaster.
Dlaczego? A dlatego, że jest praktycznie bezobsługowy i razem stwierdziliśmy, że konsystencja naszego porannego naparu jest w nim idealnie wypośrodkowana między naszymi gustami, a i oszczędzamy dzięki niemu czas, który możemy poświęcać na podlewanie kwiatków posadzonych w starych kawiarkach. 😉
Życzymy Wam wielu kawowych kompromisów!