Pierwszy dzień wiosny już za nami, zima przetrwana, czas przestawiony, teraz będzie już tylko lepiej! Ale zanim ogarnie nas turystyczno-festiwalowy szał wypraw z okazji koncertów, bądź poszukiwania świętego spokoju gdzieś w górach, zadajmy sobie fundamentalne pytanie: jak na trasie będziemy uzupełniać kofeinę we krwi i z pomocą jakiego sprzętu powstanie najlepsza kawa turystyczna – czy to w górach, czy na
biwaku?
Ludzie dzielą się na tych, którzy są w stanie pić kawę ze stacji benzynowych i na tych, co nie. Trochę lepszej jakości kawy możemy spodziewać się w sieciowych fast foodach przy autostradzie, choć i tam smak kawy lepiej zalać dużą ilością mleka. Pojawiają się też opcje dla co bardziej wybrednych, wszak McCafe wprowadziło do oferty mleko sojowe. Jeśli jednak należysz do grupy osób, które piją kawę dobrą lub wcale, to warto przemyśleć logistykę parzenia kawy turystycznej z własnych zasobów. Podróżowanie z własnym sprzętem do parzenia wcale nie musi wiązać się z dużym tobołkiem. Mamy kilka opcji, by sprzęt nie zajmował za wiele miejsca i nie dodawał zbyt dużo wagi. A widok kawisty, parzącego kawę ciekawymi akcesoriami, na przykład, na parkingu, bądź przygotowującego własną kawę w górach lub na biwaku, zawsze robi wrażenie 🙂
1. Zaparzacz
Pierwszą opcją, jest Aeropress – lekki (jedyne 200 gramów!), zajmuje niewiele miejsca, nawet można upchnąć w nim zapas ziaren, młynek (Rhinowares z adapterem lub Porlex pasują idealnie do tuby!) lub dodatkową parę skarpet. Kawiści z całego świata prześcigają się w nieformalnych mistrzostwach w parzeniu kawy w nietypowych miejscach. Świat obiegły już zdjęcia z parzenia Aeropressu w pociągu, na szczycie góry, w samolocie, na chodniku, w parku – nie ma więc co powstrzymywać wodzy swojej fantazji! Dodatkowo, jeśli jedzie z nami dywersant, który kawy nie pija, to możemy takiej jednostce za pomocą Aeropressu zaparzyć nawet herbatę!
Jeśli nie jesteśmy wielkimi fanami kawowej strzykawki, zawsze możemy zabrać ze sobą klasyczne i niezawodne V60. Wybierając wersję plastikową mam też gwarancję, że jego pierwsza podróż nie będzie ostatnią. A waży jedyne 100 gramów. Opcją najbardziej biwakową na kawę turystyczną jest Freshdrip, czyli gotowe, saszetkowe filtry, zawierające odmierzoną porcję zmielonej kawy. Wystarczy postawić je na kubku i zalać wodą, z kawowego tobołka odpada zaś młynek i zapas kawy bądź tradycyjna kawa w termosie.
Psst! Kolega Świdroni niedawno pisał bardzo szczegółowo o Freshdripie!
Nietypowym sposobem jest zabranie syfonu! Ten wprawdzie, nadaje się do podróży tylko wtedy, gdy nie ogranicza nas wielkość bagażu, a cenny sprzęt możemy bezpiecznie ulokować. Jednak syfon daje nam możliwość zaparzenia kawy, gdy w pobliżu nie mamy żadnego źródła wrzątku! Jeśli więc planujesz rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, to może być idealna opcja, by kawa w górach smakowała prawie tak dobrze jak ta domowa.
Jest też opcja dla miłośników espresso! Do Aeropressu wystarczy podmienić klasyczne sitko na Prismo lub zaopatrzyć się w całkiem osobny zaparzacz: Kompresso od Cafflano. Obydwa dostarczają naparu niezwykle zbliżonego do espresso – jest crema, jest duże body, jest intensywnie!
2. Akcesoria
W domowych lub kawiarnianych warunkach przy parzeniu kawy towarzyszy nam jeszcze cały zaprzęg dodatkowych sprzętów: czajnik z gęsią szyjką, waga z timerem, młynek, filtry i serwer czy kubek. Dla każdego z nich jesteśmy w stanie znaleźć biwakową alternatywę, z której pomocą powstanie pyszna kawa turystyczna! Gorącą wodę możemy zakupić w najbliższym komercyjnym punkcie (stacja benzynowa, fast food, czy jakakolwiek knajpka dostarczą nam wodę za ładny uśmiech, za skromną opłatą lub też opłatą skandaliczną, np. w cenie herbaty). Wrzątek można też zabrać z domu w termosie, wszak do zaparzenia kawy wystarczy nam już 80 stopni Celcjusza.
Podróżując autem mamy też opcję zaopatrzenia się w specjalny turystyczny czajnik, z wtyczką do samochodowej zapalniczki. Biwakową opcją jest też mały palnik gazowy wraz z dzbankiem do mleka lub zwykłym garnuszkiem. By wodę zalewać w odpowiedni sposób, jak na kawistę przystało, nie musimy zabierać ze sobą całego czajnika. Za wylewkę może posłużyć nam Keepcup! Jego dziubek daje nam całkiem kontrolowany strumień wody, a przy okazji nie poparzymy sobie rąk, jak w przypadku jednorazowego kubeczka. Doskonałą opcją jest też dzbanek do spieniania mleka (to technika stosowana nawet podczas Mistrzostw Baristów!), jeśli tylko pozwala nam na to miejsce w manatkach.
Wagę w warunkach polowych może zastąpić dowolny „odmierzacz”, na którym wcześniej sprawdzimy jak się ma objętość do ilości ziaren. Idealna jest tu łyżka dołączona zarówno do dripa jak i Aeropressu, która mieści około 19 gramów kawy. Sprytne są także jednorazowe pojemniczki na sos – mieszczą około 30 gramów kawy i mają zamykane wieczko, dzięki czemu możesz ich używać zarówno jako miarki, jak i przygotować gotowe porcje. Gotowce można też wsypać do jednorazowych woreczków, to idealna opcja dla tych poszukujących każdego centymetra mniej w bagażu.
Jeśli jesteś bojownikiem o świeżość zmielonej kawy, nawet takiej turystycznej, na biwaku i w
górach,zapakuj ze sobą niewielki młynek. Hario Mini Mill to zaledwie 240 gramów w plastikowej, a więc nietłukącej się, wersji. Spryciarze od oszczędzania miejsca pakują porcję ziaren do pojemnego dolnego pojemnika – jest szczelnie zakręcany, więc nic się nie rozsypie w plecaku. Tak wyposażeni, możemy spokojnie udawać się w poszukiwaniu przygody, bez strachu, że będziemy skazani na lurę w przydrożnym barze. Powodzenia! 🙂