Kolumbia, Etiopia, Kenia, Gwatemala… Ileż można! A może by tak być jeszcze bardziej pod prąd, jeszcze mocniejszym alternatywnym alternatywistą kawowym i sięgnąć po Malawi?
Nietypowo
Przelew Miesiąca w kwietniu to nie lada gratka dla Gangu Poszukiwaczy Smaku. Kawy z tego regionu świata jeszcze tu nie było. Sam, jak dostałem paczkę do przetestowania, ciężko zacząłem się zastanawiać, czy kiedykolwiek piłem kawę pochodzącą z Malawi i wydaje mi się, że nigdy. Przynajmniej nigdy z żadnej dobrej palarni. A tu proszę, Malawi z regionu o wdzięcznej nazwie Mangochi. Aż sama się nuci popularna piosenka o tamagotchi.
Z etykiety kawy belgijskiej palarni Caffenation, personalizowanej specjalnie dla Coffeedesku, wynika kilka rzeczy. Malawi Mangochi pochodzi z upraw Sable, dbających mocno o środowisko przez stosowanie nowoczesnych systemów nawadniania korzystających z wody deszczowej, suszenia kawy na słońcu czy nawożenia z kompostu własnej produkcji. Ponadto dba się też o samych farmerów, przez zagwarantowanie im opieki zdrowotnej czy budowę szkół dla ich dzieci. W tamtym regionie świata to nie są oczywiste rzeczy.
Co do samych ziaren, jest to mieszanka odmian SL28, znana z kaw kenijskich, Ruiru 11, Catuai i Batian. Natomiast, co warto dodać, są to wszystko ziarna wielkości tzw. peaberry, czyli najmniejsze i najbardziej skondensowane. Różnica polega na tym, że w normalnej wiśni kawowej znajduje się pestka, ziarenko, które dzieli się na pół, jak fistaszek. Macie wtedy do czynienia z taką zwykłą kawą, płaską z jednej strony, zaokrągloną z drugiej. Jak kadłub łódki. Natomiast peaberry jest takim jedynakiem w wiśni kawowca. Są nieduże i okrągłe, nie dzielą się na pół jak większość ziaren. Ot, ciekawostka.
Malawi Mangochi, według informacji na etykiecie ma mieć duże body, niską kwasowość oraz nuty czekolady oraz czerwonych pestkowców (wiśnia, śliwki, etc.).
Parzymy
Z niecierpliwością zrobiłem najpierw cupping tej kawy, żeby zobaczyć jaki ma potencjał. Suchy aromat to przede wszystkim słodkie nuty czekolady, trochę tytoniu i ziół. Po zalaniu zdecydowanie te nuty wzmocniły się, z czekoladą na czele. W smaku wyczułem przede wszystkim słodycz mlecznej czekolady, świeży tytoń, odrobinę ziół i słodki finisz z czerwonych owoców. Faktycznie, spore body.
Następnie zaparzyłem tę kawę w dripie V60. 20g kawy, 300ml wody o temperaturze 95 stopni. 30 sekund preinfuzji i łączny czas parzenia niecałe 3:00 minuty. To, co rzuciło się na pierwszy plan, to wysokie body i ogólne wrażenie krągłości kawy. Gładka, bez uczucia wysuszania języka, miękka. Do tego słodycz czekolady, nuty tytoniowe i przyjemne, ale nie narzucające się czerwone owoce oraz długo utrzymujący się posmak.
Natomiast największym sztosem był dla mnie Aeropress. Wiedząc, że Malawi Mangochi z Caffenation charakteryzuje się tak wysokim body i słodyczą, poczułem, że trzeba wykorzystać to jako jej największy atut. Stąd zmieliłem 25g kawy, trochę drobniej jak do V60. Metoda odwrócona, wlałem do tuby 50g wody o temperaturze 95 stopni, wsypałem kawę, wymieszałem dokładnie przez 10 sekund i odczekałem kolejne 30. Po tym czasie dolałem kolejne 100g wody i zakręciłem wieczko z podwójnym, papierowym filtrem. Gdy stoper wybił 2:00 minuty, odwróciłem aeropress i przecisnąłem dość dynamicznie kawę, po czym dolałem 100g gorącej wody do naparu. Przelałem kilka razy ze szklanki do serwera, napowietrzając i mieszając. Efekt? Wielkie, przyjemne, lepkie body, charakterystyka kaw z obróbki naturalnej, ale w smaku kawa zdecydowanie z obróbki na mokro – dużo czekoladowej słodyczy, przyjemnej, tłustej, ale zaraz pod tym gładkie, dojrzałe, suszone wiśnie. Zdecydowanie dobrze!
Malawi Mangochi z Caffenation przypadnie do gustu tym, którzy nie gustują w bardzo rześkich, lekkich i mocno owocowych kawach. To propozycja dla fanów słodyczy i nieco cięższych nut. Choć tak naprawdę uważam, że każdy fan dobrej kawy powinien jej spróbować!