Jesieni się nie dajemy, zwłaszcza tej ciężkiej, szarej i deszczowej, co w listopadzie, w Polsce, jest dość powszechne. Ale z odsieczą przybywają posiłki ze słonecznej Hiszpanii, z serca Katalonii – Nomad Coffee Roasters i Rwanda Tumba.
Barcelona. Pyszne jedzenie, piaszczyste plaże, obłędna architektura. Kto był, zakochał się na pewno, a kto nie, wie doskonale, że musi to nadrobić. Pośród tego zadomowił się Nomad, choć nazwa może wskazywać coś innego. Nomad Coffee Roasters to jedna z najpopularniejszych i najciekawszych palarni speciality z Hiszpanii. Pamiętam, jak byłem w Barcelonie w 2015 roku, przywiozłem sobie paczkę Etiopii Limu właśnie z Nomada. Aż przekopałem swojego Instagrama w poszukiwaniu ich starej paczki i znalazłem. To była bardzo przyjemna, słodka kawa. A samą kawiarnię zaliczam do tych zdecydowanie klimatycznych, zaszytych w zaułkach pięknego miasta.
Dlatego listopadowy Przelew Miesiąca bardzo mnie ucieszył, bo od tamtej pory nie byłem w Barcelonie, a tak przynajmniej 250g stolicy Katalonii przyjechało do mnie.
Rwanda dobra na jesień
Rwanda Tumba to propozycja z hiszpańskiej palarni. Według profilu wypisanego na (poddającym się recyklingowi) opakowaniu znajdziemy tam nuty pomarańczy, gruszki oraz mlecznej czekolady. Skład iście jesienny. Do tego mam jednoznaczne skojarzenie z jesienią ze względu na nazwę – F.RW.TUM – niemal jak autumn, tylko w połączeniu z fruits. No i jest Frwtum! Choć oczywiście to po prostu abstrakcyjny skrót od F – Filter, Rw – Rwanda i Tum – Tumba. Ot takie anglosaskie zagwozdki językowe w hiszpańskim wydaniu.
Otwarcie paczki to dla mnie skojarzenia z mleczną czekoladą, orzechami, suszonymi gruszkami i jabłkami oraz charakterystyczną dla Rwand z obróbki na mokro, ziołową nutą. Po zmieleniu kawa nabiera bardzo słodkiego aromatu. Coś jak czekolada z nadzieniem gruszkowym.
W dripie V60, używając 20g kawy i 340ml wody oraz z czasem parzenia 3:00 uzyskałem bardzo przyjemne efekty. Przede wszystkim intensywne, słodkie, kompotowe nuty gruszki, suszonego jabłka, delikatny posmak słodkiej pomarańczy, a całość ugładzona przez mleczną czekoladę. Absolutnie nie mogę narzekać na efekty.
Wrzuciłem tę kawę także do Gabi Master A. Używając tych samych proporcji (w Gabi też stosuję preinfuzję, zalewając odrobiną wody, tak ok. 60g, kawę przed postawieniem prysznica nad dripperem), dając odrobinę drobniejsze mielenie i celując w czas parzenia w okolicach 3:30. Tu, co charakterystyczne dla Gabi, kawa zyskała więcej krągłości i miękkości, podbita została słodycz mlecznej czekolady oraz gruszki, natomiast pomarańcza nieco straciła z mocy.
Idąc w drugą stronę, Rwanda Tumba wylądowała także w Aeropressie. Zdecydowałem się na dynamiczną metodą, klasyczną. 17,5g kawy, drobne mielenie, szybkie zalanie całości – 220g. Założyłem tłok i odczekałem do 1:20 po czym przecisnąłem dość żwawo. W efekcie wyszły nuty ziołowe, żółte, suszone owoce, kompot gruszkowy i słodka pomarańcza z niewielką domieszką mlecznej czekolady.
Ta kawa ma spory potencjał i potrafi pokazać bardzo różne oblicza. To bardzo przyjemna opcja, kiedy możemy cieszyć się tą samą kawą w kilku, ciekawych odsłonach. Śmiało, eksperymentujcie!