Lubię, gdy kawa mnie zaskakuje. Gdy nie jest się wielkim fanem ziaren z któregoś regionu świata, a nagle oczekiwania są zdecydowanie przewyższone efektem w filiżance. Tak miałem z październikowym Przelewem Miesiąca, gdzie wpadła Gwatemala Finca La Soledad z berlińskiego Fjorda z silnym, pięknym, kawalerskim, polskim akcentem w postaci Michała Sowińskiego i jego czarów przy piecu.
Wiem, że nie powinno się mieć uprzedzeń. Ale gusta swoje człowiek ma i nie ze wszystkim(i) nam po drodze. To normalne. Stąd wiem po sobie, że ziarna pochodzące z Gwatemali nigdy nie były czymś, co mi szczególnie smakuje, zwłaszcza w metodach przelewowych. Ot, jakaś czekoladka, trochę czerwonych owoców, słodycz i tyle. Kiedy usłyszałem, że w październiku na Przelew Miesiąca ma wpaść Gwatemala, nie wiedząc jeszcze z której palarni, pomyślałem, że podejdę do tego z otwartą głową, ale pewnie znów utwierdzę się w swoim guście.
A tu psikus już od samego początku. Po pierwsze, berliński Fjord z headroasterem Michałem „Misiem Sowisiem” Sowińskim na czele. To już zapaliło mi z tyłu głowę lampkę, że powinno być nieźle. Po drugie, zobaczyłem etykietę z opisem profilu smakowego – mango, brzoskwinia i wanilia. Tak ma się zaprezentować właśnie Gwatemala Finca La Soledad. Mango ubóstwiam pod każdą postacią (tydzień temu robiłem zacny keczup z przepisu Tomka Czajkowskiego!). Nie pozostało mi nic innego, jak zabrać się za te ziarenka.
Próbujemy!
Otwarcie paczki to przede wszystkim mocna, ciężka słodycz karmelu, czekolady i wanilii. Po zmieleniu pojawiają się nuty słodkich, dojrzałych owoców. A stamtąd już prosta droga do dripa. Klasycznie – 18g/300ml, woda 95 stopni, 30 sekund preinfuzji i całkowity czas parzenia w okolicach 3:00 minut. Przelałem kawę kilka razy z dzbanka do dzbanka, by ją napowietrzyć i ostudzić, bo zaraz po zaparzeniu nie pokazywała swojej pełnej krasy. Chwilę później zaczęły wychodzić bardzo przyjemne nuty, z dojrzałymi, ciężkimi, żółtymi owocami. Tak, pojawiło się mango, brzoskwinia, delikatne podbicie kwaskowatości i na koniec długi, słodki, waniliowo – karmelowy finisz. Kawa bardzo słodka, bez goryczy i z minimalną kwasowością. Myślę, że wielu osobom przypadnie do gustu!
W Aeropressie pojawiło się więcej kwasowości, gdzie brzoskwinia przebiła się na pierwszy plan, a dojrzałe mango schowało się bardziej na drugi plan.
Naprawdę z chęcią wypiłem tę kawę jeszcze kilka razy już nie w celach testowo – poznawczych, a dla czystej przyjemności i relaksu przy popołudniowej filiżance, co i Wam polecam!