Jeśli myślicie, że nasza droga do stworzenia Coffeedesk, jaki znacie dziś, była usłana różami to nic bardziej mylnego! Ona była usłana wtopami, i to jakimi! Co więcej, gdy przysiadłam nad listą najbardziej spektakularnych wtop to z przerażeniem odkryłam, że jestem sprawcą co najmniej połowy z nich.
1. W imieniu księżyca daję Ci rabat na kawę!
Dawno, dawno temu, gdy nasza ekipa liczyła jakieś 10 osób i pewne procesy zachodziły w wyjątkowo prosty sposób, postanowiłam zmienić swoje zdjęcie profilowe na mailu z mojej facjaty na Czarodziejkę z Księżyca. Dlaczego? O to nie pytajcie, pewnie po 10 minutach od tej decyzji nie potrafiłabym jej uzasadnić, a co dopiero po czterech latach. Nie byłoby w tym nic dziwnego i pewnie nikt by się do tego nie przyczepił gdyby nie fakt, że mój mail był w pewien sposób powiązany z ogólnym mailem Coffeedesk, czyli takim, z którego idą wiadomości do wszystkich. Koniec Usagi jak i awatara był taki, że została twarzą naszej promocji i pięknie ozdabiała nasz kawowy newsletter.
2. Pozdro Jarek!
Rozochoceni sukcesem rysowanego na paczce kota postanowiliśmy zrobić coś więcej i wymyśliliśmy personalizowane listy do paczek. Do każdego zamówienia poza kotem trafiała kartka z odręcznie napisanymi pozdrowieniami od osoby pakującej paczkę. Wszystko było pięknie, do czasu wysłania paczki do Pana Jarka, który znajdując kartkę z napisem „Pozdro Jarek” bardzo na nas się obraził. Nie spodobała mu się koleżeńska forma naszego liściku, co w 100% rozumiemy. Nie każdy kupujący u nas jest naszym kumplem, o czym z rozpędu zapomnieliśmy. Sytuacja odbiła się na nas negatywną opinią w jednym z serwisów, a nas skłoniła do poważnej refleksji na temat komunikacji.
3. Naughty, naughty Władzia…
Jak dobrze wiecie, na naszej stronie znajduje się magiczne okienko czatu, w którym można porozmawiać z nami o produktach, kawie, a nawet o kołobrzeskiej pogodzie. Swojego czasu bardzo lubiłam wieczorem odpalić to okienko i doradzać zbłąkanym duszyczkom dobre ziarenka i inne smakołyki. Jak dziś pamiętam moment, gdy siedząc wieczorem, w domku, na kanapie, pisałam z jedną osobą na temat kawy do ekspresu. Znalazłam idealną na stronie, skopiowałam jej link, wkleiłam w okno czatu, kliknęłam enter i… po chwili zauważyłam, że wkleił mi się zupełnie inny adres niż powinien. Zamiast Kofi Brasil z Kofi Brand odesłałam mojego biednego rozmówcę do reportażu/relacji z fabryki realistycznych lalek do seksu (nie pytajcie)!
4. Piasek prosto z plaży
Prowadzenie biznesu nad morzem to same zalety, świeże powietrze, bliskość plaży… I właśnie ta bliskość nas kiedyś zgubiła i doprowadziła do pierwszego poważnego kryzysu.
W czasach, gdy nie mieliśmy jeszcze ogromnego, profesjonalnego magazynu, a cały sklep i biuro mieściły się w, dosłownie, garażu, nasze ogarnięcie w porównaniu do dzisiaj wynosiło jakieś 10% i naprawdę zachodzimy w głowę jak to wszystko funkcjonowało. Ale do meritum. Przyjechały do nas piękne akcesoria do parzenia kawy i chcąc pokazać ich piękno na tle pięknego Kołobrzegu, zabraliśmy je na sesję na plaży. Były super fotki, dobra kawka i duuużo piachu… Po sesji sprzęt zapakowany w oryginalny karton został położony „gdzieśtam”, stamtąd został przełożony „gdzieśindziej” i ostatecznie ktoś, potykając się o ten karton na magazynie, odłożył go na półkę z nowym sprzętem – nieświadomy zawartości.
Finał tej historii był dla nas fatalny, ponieważ taki ubrudzony piachem sprzęt został wysłany… w zamówieniu. Nie byliśmy jeszcze znanym sklepem, nie mieliśmy wielu pozytywnych opinii, zatem dla osoby, która taką paczkę odebrała byliśmy zwykłymi oszustami. Nie wiedzieliśmy jak postępować w takich sytuacjach, niemniej stanęliśmy na głowie, by to naprawić. I udało się! Do dziś to wspominamy jako wspaniałą lekcję, bo od tamtego wydarzenia wprowadziliśmy dużo zasad, dzięki którym taka pomyła nie miała już miejsca.
5. Let’s caffeinate Europe togheter!
Gdy się grafik spieszy, to się diabeł cieszy. I tak właśnie było, gdy jadąc na nasze pierwsze stoisko podczas World of Coffee w Budapeszcie, w ostatniej chwili sobie przypomnieliśmy, że potrzebujemy jeszcze toreb, papierowych toreb! Pomysł mieliśmy, wystarczyło tylko zamówić. Pyk, pyk szybka robota. No i wyszło…
6. Zadzwoń do nas!
Jak już jesteśmy w temacie literówek, to zgadnijcie kto mógł wydrukować 10 000 katalogów ze złym numerem telefonu, no kto? No pewnie, że my! 😀
7. Ups…
To moja ulubiona historia. Lubię ją tak bardzo, że gdy koledzy z biura zrobili nam tablicę – listę historii, które opowiadam non stop – to ta była na pierwszym miejscu. W sumie to nie jest to jakaś specjalna historia, ani tym bardziej zawiła. Po prostu pewnego pięknego dnia w pracy, siedząc sobie w zamówieniach, coś tam zaznaczyłam, coś tam kliknęłam… I wszystkie zamówienia z danego dnia znikły. Przepadły jak kamień w wodę. To było ogromne wyzwanie dla naszego działu IT, by to odzyskać, jednak udało się! Wróciły nie tylko zamówienia, ale też dodatkowe obostrzenia, dzięki którym taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy.
8. Będzie winko!
Wisienką na torcie, bądź winogronkiem na kiści jest krótka opowieść o tym, jak uwiedziona urokami babcinej działki wrzuciłam stories nie do siebie a na coffeedeskowego instagrama. Oczywiście od razu się zorientowałam, że to nie tu i usunęłam. Zapomniałam tylko, że poza insta, pojawia się to na coffeedeskowym facebooku. Zatem dopiero wieczorem zorientowałam się, że ponad 700 osób dowiedziało się, że będzie winko!